piątek, 31 października 2014

20



Kolejne tygodnie biegły szybko i Elsa nawet nie zauważyła jak minęły dwa miesiące.  Fabio nie odstępował jej na krok poza sypialnią. Twierdził, że taka jest właśnie rola przysięgłej tarczy. Elsa nie wiedziała co o tym myśleć. W towarzystwie rycerza czuła się bardzo dobrze, często  opowiadał jej o swoich podróżach i o Królestwie za Morzem. Równocześnie nie umiała przy nim myśleć zupełnie jasno. Jakby coś ciągle kierowało jej myślami… Codziennie też pytał, czy zdecydowała się przekroczyć Szare Morze. Z początku Elsa zbywała te pytania milczeniem, po jakimś jednak czasie zaczęła się mu usprawiedliwiać. Przekonywała, że nie ma odpowiedniej floty ani warunków na taką podróż. Gdy zostawała sama zastanawiała się często czy nie próbuje przekonać sama siebie. A na południu działo się coraz gorzej. Drogi morskie zostały zamknięte – na statkach przenosiły się różne choroby, a epidemia Czarnego Pana, jak ją nazywano, przenosiła się tak szybko, że nie sposób było odróżnić zdrowego od dopiero zarażonego.  Pewnego dnia nad morzem pojawiła się czarna chmura, która codziennie się powiększała. Choć to było praktycznie niemożliwe, by zobaczyć stąd Królestwo, to mgła unosząca się nad nim była tak silnie nasycona czarną magią, że widać było ją aż w Arendelle. Dwór również się niepokoił. Minister Lucas często  napomykał o „ skończeniu z tym raz na zawsze” czyli  wypowiedzeniu wojny.  Większość jej doradców również skłaniało się do pomysłu jej rycerza. Gdy wyjaśniła im,  że nie ma odpowiedniej floty Fabio tylko spojrzał na nią krzywo i rzekł, że już kiedyś zamroziła Szare Morze. Wtedy Elsie wydawało się, że to rzeczywiście mogłoby być proste ; wystarczy zamrozić morze i przeprawić się z armią…
   Ale gdy wieczorem spotkała się z Jackiem umysł jej się rozjaśnił i dostrzegała tysiące minusów planu ser Fabia. Nie mogła narażać swoich ludzi i Arendelle. Opowiedziała o tym wszystkim chłopakowi w nocy, gdy leżeli w łóżku. Zmarszczył brwi.
- Nie podoba mi się ten cały rycerzyk. Przy nim stajesz się inna. To podejrzane. Do tego ma dziwne oczy.
- Czekaj, Ty go widziałeś? – Jack poruszył się niespokojnie. Elsa uniosła brwi.  – Chodzisz za mną?
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że powinienem iść za marzeniami. – Chłopak uśmiechnął się niewinnie, a Elsa się roześmiała. Zaraz jednak spoważniała. 
– Ale co z tym Królestwem za Morzem?
 - Królestwem za Morzem zajmiemy się my. Skoro już wiesz o Czarnym Panu, powiem Ci wszystko. Niedawno do Arendelle przybyli inni Strażnicy. Nie będziemy mogli się spotykać przez jakiś czas.
- Dlaczego?  - Elsa podniosła się, żeby na niego popatrzeć. Leżał rozwalony na jej łóżku pod jej kołdrą, czuł się jak u siebie i śmiał jej powiedzieć, że nie będzie mogła go zobaczyć. Kochała go.  Było to uczucie gorące jak jej pożądanie i łagodne jak jej czułość do niego. Nie wyobrażała sobie dnia bez jego dotyku, śmiechu i żartów.  A co dopiero dłuższego okresu czasu. – Już się mną znudziłeś? – zażartowała.  Jack uśmiechnął się krzywo.
- Ty nie mogłabyś się znudzić, Śnieżynko. Rzecz w tym, że Strażnikom nie bardzo wolno się zadawać bliżej ze śmiertelnikami i gdyby tamci o nas wiedzieli, to mogłoby być, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie. Zresztą, trzeba odwalić robotę za tym morzem. A ty nie ruszaj się z zamku. Chyba bym zwariował, gdybyś była w niebezpieczeństwie. Moja Śnieżynka jest taka delikatna… - Pocałował ją w usta i Elsa pozwoliła się znowu pociągnąć w morze pościeli. Tej nocy zamrozili cały jej pokój.  – I pamiętaj, tylko ja mogę być twoim Strażnikiem. Jestem, żeby cię chronić, moja Królowo. – rzekł jej na pożegnanie.  
Niestety pogląd Jacka o szkodliwości wyprawy wojennej podzielała tylko Anna. Elsa ucieszyła się niezmiernie, gdy jej siostra wyłoniła się ze swojego pokoju.  Ciąża była już dość zaawansowana, a Elsa starała się obracać Ankę tylko w towarzystwie zaufanych służących i najbliższych przyjaciół. Nie potrzebowała teraz skandali i niewygodnych pytań, kiedy bezpieczeństwo królestwa wisiało na włosku. Kristoff wciąż wyglądał na bardzo szczęśliwego, ale też oszołomionego, choć wiedział o dziecku już od pewnego czasu.  Dziewczyna natomiast odzyskała dobry humor i radośnie rozprawiała o swym potomku. Co pewien czas przychodziła do Elsy żeby porozumieć się z nią w kwestii pokoju dla dziecka, opowiedzieć o imionach jakie dla niego wybrała i innych sprawach, które niezmiernie cieszyły Elsę, szczególnie w dniach, gdy nie widywała się z Jackiem. Na temat ojcostwa nie rozmawiały. Ostatecznie, nikt nie musiał wiedzieć o Hansie. Anka miała jednak sceptyczne poglądy co do wojny z magią Czarnego Pana.
- Elsi, to by było samobójstwo dla Arendelle. – oświadczyła, zajadając się ogórkami z bitą śmietaną.- Przecież mogłabyś się zarazić. I zarazić całą armię. Myślisz, że Ty wygrasz z magią, z którą nie potrafią poradzić sobie Strażnicy? Jeśli to prawda, co mówił Ser Fabio, są bezsilni. Czemu więc my mielibyśmy walczyć?
- Co mam więc zrobić?
- Czekać, obserwować. Mieć nadzieję, że te bestie pozabijają się nawzajem. Ale absolutnie nie narażać tysięcy swoich własnych poddanych! Może i nie znam się na wojnach, ale widzę tyle, że to byłoby tylko zabijanie kolejnych ludzi. Wiem, że martwi cię los tamtych dzieciaków – powiedziała Anka widząc minę Elsy. – Ale nie pomożesz im przez beznadziejne przebijanie się przez tę ohydną chmurę. 

piątek, 10 października 2014

19



Gdy Elsa weszła do swojego pokoju zobaczyła małego bałwanka przeglądającego się w jej lustrze.
- Elsa! – Krzyknął na jej widok. Unosiła się nad nim chmurka pełna śniegu i zimnego powietrza, dzięki której nie topił się w ciepłe, letnie dni.
-  Olaf? Co ty tu robisz?  - Zapytała Elsa siadając na łóżku.
- Byłem w górach z Kristoffem i żeśmy widzieli taką bandę, normalnie byś nie uwierzyła, tam był taki ogromy zając, taki fajny szarak i jeszcze wielgaśny  facet w czerwonych ciuchach, wyglądali jakby się urwali z… ale masz fajne migdały. –  Powiedział Olaf na widok jej ziewnięcia. – Mam sobie iść?
- Wiesz, niedługo pójdę spać, ale możesz zostać.
- Nie, ja to sobie zjem smalcu ze skwarkami, albo coś… - Olaf oddalił się kaczkowatym krokiem do wyjścia.
- Nie możesz iść do Svena albo do Kristoffa?
- Ee, Sven ugania się za jakąś klaczką, taką łosiowatą, a Kristoff  siedzi u Anny. Ja nie wiem co on tam u niej robi całe noce. Ale ja sobie poradzę. Posiedzę sobie sam przy kominku. – Bałwanek westchnął. Elsa zastanowiła się chwilę.
- Hm, może coś zaradzimy. – Wyszła  na korytarz i zakręciła palcami. Na podłodze pojawił się śnieg, który układał się w kule. Gdy ciało bałwanka było gotowe Elsa klasnęła. Olaf przyglądał się z otwartymi ustami. Ten drugi bałwanek otworzył oczy i rozejrzał się  zdziwiony po pokoju. Elsa od razu wyczarowała również chmurkę utrzymującą odpowiednią temperaturę śniegu.
-Ty,  co on tak patrzy jakby dywanu nie widział? – zapytał szeptem Olaf, ale Elsa tylko się uśmiechnęła. Bałwanek wreszcie ich zauważył.
- Cześć. Robisz coś? Jestem Ala. –  Ala wyciągnęła rękę i dotknęła marchewkowego nosa Olafa. – Załatwisz mi taki ?
- Ym…- Bałwanek zastygł w bezruchu.
- No to żeśmy sobie pogadali. - Ala odwróciła się i podbiegła do okna w korytarzyku. – Kwiatki! -  Wtedy pociągnął Elsę za suknię.
- Uciekamy, póki nas nie widzi. Jak się odwróci to się nie ruszaj. Toto może być niebezpieczne!
- Oh, myślę, że jednak sobie z nią poradzisz! – Elsa wróciła ze śmiechem do pokoju, pozostawiając Olafa z jego nową koleżanką.
To był…  wspaniały i zarazem ciężki dzień. Najwyższy czas pójść spać.