środa, 17 grudnia 2014

23



- Elso, tutaj nikogo nie ma. – Kristoff przyglądał jej się dziwnie. Królowa dopiero teraz zorientowała się, że gonił ją przez cały czas. Teraz oddychał ciężko. – Trzymasz na kolanach tylko niebieskie światełko. – Wychrypiał. Elsa potrząsnęła głową, kołysząc bezwładnego Jacka w ramionach. Lecz nagle  przypomniało jej się coś, co Jack mówił jej o Strażnikach.   Spojrzała na blondyna.
 - Kriss. Musisz uwierzyć. On tutaj jest. Nazywa się Jack Frost. Jest jednym ze Strażników. To wszystko nie bajka. Widziałeś walkę, przed chwilą. Musisz uwierzyć inaczej on umrze! Przecież znasz tę legendę. Proszę. To jedyna szansa. – Patrzyła na niego intensywnie przez łzy. Kristoff  patrzył na nią ciągle tym dziwnym wzrokiem. –Proszę. – Elsa zwiesiła głowę i  głaskała twarz jej ukochanego, jakby samym dotykiem mogła go ocucić. Jego twarz szarzała coraz bardziej. Położyła go ostrożnie na lodzie, zastanawiając się jak przetransportuje go do zamku.
- O kurczę. On wygląda strasznie. Musimy go stąd zabrać. – Rozległ się głos Kristoffa. Elsa podbiegła do niego i wycałowała jego policzki. Chłopak był zdziwiony. – Spokojnie, już dobrze.
- Dziękuję ci, tak bardzo ci dziękuję.
- Lepiej zawiadom o tym ludzi. Niech są przygotowani na to, że będę niósł „niebieskie światełko.” – Rzekł  Kristoff, wziąwszy na muskularne ramiona Jacka. Elsa w głowie miała mętlik.  Żarliwie pokiwała głową i czym prędzej pobiegła na dziedziniec. Tłum, który wciąż się na nim tłoczył, na jej widok zafalował.
- Proszę. Wysłuchajcie Waszej Królowej! – zawołała Elsa ochryple. Desperacko wspięła się na murek okalający fontannę na dziedzińcu. – Kristoff za chwilę przyniesie rannego obrońcę Arendelle. Jest to Strażnik z Legendy Księżyca.
- Królowa oszalała! – zawołał ktoś z tłumu. Mimo to nikt się nie ruszał, bo dziedziniec otoczyli  gwardziści. Elsie przemknęło przez głowę, że musi dziwnie wyglądać, z poszarpanymi włosami i sukienką.
- Nie oszalałam. Musicie uwierzyć. Każdy z was zna legendę. Żeby uratować Strażników potrzeba wiary. Proszę. Inaczej on umrze. Niebieskie światło pochodzi od niego. Patrzcie. – Kristoff  przyczłapał ciężko na dziedziniec. Wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę, wszystkie, prócz Anki. Ta patrzyła na siostrę z troską. Nie wierzą mi, uświadomiła sobie Elsa, nawet Anna. – Kristoffie, powiedz im. Ty go widzisz!
- Królowa mówi prawdę. To chłopak.
- To przez czarną magię! Zwariowali! Byli zbyt blisko chmury! – Rozległy się nowe głosy z tłumu. Kristoff  zwrócił wściekłe spojrzenie w tamtą stronę. Elsa straciła nadzieję.
- Ja go widzę. To mróz. Potrafi czarować lód. – Elsa odwróciła się w stronę wysokiego głosiku, który rozbrzmiał po jej lewej stronie. Tłum rozstąpił się i wyłonił małą dziewczynkę. Dziecko. No jasne, dzieci ich widzą. W tym momencie Anna spojrzała na Kristoffa i oniemiała.
- Nie byłam przy czarnej chmurze, a widzę go! Ta mała też go widzi. Trzeba mu pomóc! – Anna pociągnęła dziewczynkę za rękę. Na placu rozległy się okrzyki dzieci, przekonujących dorosłych. Coraz więcej twarzy spoglądających na Kristoffa przybierało wyraz ogromnego zdziwienia. Najważniejsze jednak było to, że z każdą wierzącą osobą Jack powracał do normalnych kolorów. Nagle otworzył z westchnieniem oczy i zobaczywszy nad sobą tyle zdumionych twarzy powiedział tylko „cześć” i zemdlał ponownie.  Wtedy Elsa przecisnęła się przez ciżbę i wzięła Annę za rękę.
- Musimy go zabrać do mojej  sypialni. – Powiedziała Kristoffowi. Gwardziści odsunęli tłum i po chwili Jack spoczął w miękkiej pościeli. Wtedy ocknął się ponownie.
- Śnieżynka. – Powiedział stanowczo widząc Elsę. – Moja laska?
- Jest tutaj, Jack, ale jest połamana.  Najważniejsze, że żyjesz. – Elsa ścisnęła jego rękę. Kristoff wyszedł, ale Anka usiadła na krześle przy oknie. Dziecko już dosyć jej ciążyło i nie mogła za długo stać.
-  Co zrobiłaś, że czuję się tak dobrze? Po takiej walce powinienem się regenerować znacznie dłużej. – Zapytał chłopak siadając na krawędzi łóżka. Uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który tak uwielbiała.
- Całe Arendelle cię widziało. – Elsa się uśmiechnęła widząc zdziwienie na jego twarzy. – Naprawdę. Teraz wszyscy w ciebie wierzą. – Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ania chrząknęła. - A no właśnie. To moja siostra, Anna. – Jack natychmiast wstał i uścisnął dłoń Anny. – A to jest Jack Frost.  Chciałam ci go przedstawić już wcześniej. Spotykamy się od kilku miesięcy.
 - Gratuluję.  – Powiedział Jack wskazując na brzuch jej siostry. Anka trzymała dość długo dłoń chłopaka, uśmiechając się miło, po czym pociągnęła go w dół.
- Spróbuj tylko ją zranić, a zedrę ci ten głupi uśmieszek z twarzy. – Wyszeptała mu do ucha przez zęby, ale ich twarze się nie zmieniły zastygłe w radosnych uśmiechach. Elsa udała, że tego nie słyszała.
- Chłopak, który cię tu przyniósł nazywa się Kristoff. Pierwszy uwierzył.
- Będę musiał mu podziękować. Śnieżynko, czy możemy zostać sami? Muszę ci coś powiedzieć.

wtorek, 2 grudnia 2014

22



- Przejście dla Jej Wysokości! – Wrzeszczał gwardzista przedzierając się wraz z Elsą przez rozentuzjazmowany i zatrwożony tłum. Całe niebo, zasnute szarymi chmurami, rozjaśniały rozbłyski różnokolorowych świateł. Gdy Elsa w końcu dotarła na kraniec dziedzińca zobaczyła od czego pochodziły. Ogromna czarna chmura dziś widoczna była lepiej niż kiedykolwiek. Uderzały w nią wściekle jaśniejące na ciemnym tle kolorowe punkty. Żółty, zielony, czerwony, biały i…niebieski.
- Jack. – Wyszeptała Elsa mimo zaciśniętego gardła. Opierała się o murek i nawet nie poczuła, że go zamroziła.
Tłum zebrany na dziedzińcu uważnie obserwował zaciętą walkę. Kolorowe punkty, Strażnicy, spychali czarną chmurę w głąb lądu. Bardzo silnie napierali na cofającą się opornie ścianę czerni. Rozbłyski światła były jednak coraz słabsze…
Pierwsza padła biała postać.  Strumień jej jasnego światła został przerwany i została wciągnięta w czarną toń. Na jej pomoc rzucił się zielony punkt. Wpadł w czarne opary, lecz wciąż emanował zielonym blaskiem. Jego światło przebijało się przez czerń, ale nagle… zgasło. Pozostały już tylko trzy światła. Żółte i niebieskie z całej siły utrzymywały macki czerni w ryzach, a czerwony punkt poruszał się wokół nich, osłaniając je swoją mocą. Nagle jednak wielki język czerni uderzył z całej siły w latające, czerwone światełko. Oplótł go dookoła, pozbawił czerwonego blasku i następnie wyrzucił  z całej siły w szarą toń morza. Niebieskie i żółte światła musiały otoczyć chmurę same. Poruszały się tak szybko, że czarne macki nie mogły ich dosięgnąć. Drażniły chmurę, która znowu zaczęła się cofać, gdy wtem… Ogromny rozbłysk niebieskiego światła okrył całą powierzchnię czerni. Był tak silny, że oślepił Elsę. Przez zmrużone oczy dostrzegła tylko szybujący całkiem blisko kształt, który po chwili wpadł do morza. Z jej piersi wydobył się przerażony krzyk. Nie patrząc na nikogo wybiegła z dziedzińca i najszybciej w życiu dotarła do zatoki. Trochę się bała, że jej magia zawiedzie, że nie podziała tak jak kiedyś. Na szczęście gdy tylko postawiła stopę na wodzie, ta zaczęła zamarzać. Wbiegła po własnym lodzie na morze. Fale były wysokie, więc przebiegała obok groteskowo powyginanych kształtów. Przed nią morze zamarzało w szybkim tępie. Kątem oka dostrzegała wbiegającego za nią Kristoffa, zapewne wysłanego przez Ankę. Ona jednak myślała tylko o tym, żeby znaleźć Jacka. Wiedziała, że odrzuciło go bardzo silnie i daleko. Wokół niej zaczęły zbierać się płatki śniegu, ale ona biegła, musiała biec, nawet jeśli już nie miała siły. Wydawało jej się, że jej bieg trwa wieki. Gdy w końcu dobiegła do miejsca, w którym wydawało jej się, że pozbawiona światła postać spadła zatrzymała lód. Nie wiedziała, czy ma rzucić się do wody, co ma zrobić.  Stojąc bezradnie na skrawku lodu zaczęła krzyczeć jego imię. Zobaczyła, że odbiegła bardzo daleko, dziedziniec pełen ludzi był bowiem niewyraźną plamą. Z drugiej strony widziała nad sobą  ścianę czerni. Była tak wysoka, że niknęła w chmurach, a jej szerokości nie dało się określić, bo jej krańce były poza jej zasięgiem wzroku. Była jednolita jak ściana, falowała tylko w miejscu, gdzie żółta postać wysyłała w nią silne strumienie światła. Niestety moc żółtego Strażnika słabła z każdą chwilą. W końcu ze ściany wyłoniła się macka, która rozbiła go na tysiąc kawałeczków. Na Elsę spadł deszcz małych, złotych ziarenek.
- Piasek. – Elsa ze złości i bezradności rzuciła garścią piasku do wody. Potem opadła z płaczem na kolana, a wokół niej wzbiła się chmura płatków śniegu. – Jack, gdzie jesteś?
- Elso, popatrz! – Dobiegł do niej Kristoff. Wskazywał na wodę. Rzeczywiście, przez szarą toń przebijało się słabe, niebieskie światło. Elsa rzuciła się do przodu, ale chłopak ją przytrzymał. – Nie możesz tam wskoczyć! – Pomyślawszy chwilę, Elsa skierowała więc swą moc prosto w stronę światła. Czarna chmura działała na nią tak samo jak na Strażników, osłabiała jej moc, ale dziewczyna była tak zdesperowana, że po chwili ponad powierzchnią pojawiła się platforma z lodu, a na niej leżał…
- Jackie! Jack! Proszę nie rób mi tego. Jack. Kocham cię. Kocham cię. Nie zostawiaj mnie. – Dziewczyna wbiegła na lód, zupełnie wyczerpana i przerażona. Zupełnie straciła poczucie czasu. Biegła tak długo aż dotarła do ukochanego. Jack wyglądał strasznie. Poszarzał, a całe ciało miał pokryte czarnymi plamami. Zaciskał dłoń na połamanej lasce. Miał zamknięte oczy. Elsa wzięła jego głowę na kolana, zaczęła go całować, błagać, głaskać, ale on nie chciał się obudzić. – Otwórz oczy! To ja, twoja śnieżynka. Nie możesz odejść. Obiecałeś, że będziesz mnie chronił. Obudź się.

poniedziałek, 17 listopada 2014

21



Królowa wciąż czuła się, jakby w jej głowie walczyły dwie osoby.  Jedna była przekonana, że wojna to jedyne wyjście, a zarazem najprostsze. Przecież, gdyby pokonała dorosłych i uratowała  dzieci z Królestwa za Morzem zostałaby bohaterką; handel zostałby wznowiony, świat uratowany, a w za morzem można by założyć kolonie Arendelle… druga jednak stanowczo nie zgadzała się na takie ryzyko, nie wierzyła w sukces wyprawy.
Najbliżej podjęcia decyzji o wymarszu była w momencie, gdy rada oskarżyła ją o tchórzostwo.  Tego dnia atmosfera w Sali Tronowej była ciężka i gorąca, a wszyscy wyglądali ospale. Wszyscy prócz jej przysięgłego rycerza.
- Królowa się wyraźnie bardzo obawia mojej propozycji.- Stwierdził na  posiedzeniu  Ser Fabio. – Cała rada uważa, że jest to najpewniejszy sposób na pozbycie się groźby epidemii. – Na znak zgody niektórzy z dostojników pokiwali głowami. Rycerz wpatrywał się intensywnie w Królową.  Elsa pomyślała, że ser Fabio ma rację… ale coś w jej głowie kołatało  się na znak protestu.
- Jeśli Wasza Królewska Mość pozwoli, to śmiem twierdzić, że Królowa zawsze była ostrożna w takich decyzjach. Zawsze bała się ryzyka. Lecz myślę, że uratowanie świata od tej potwornej epidemii mogłoby przynieść chlubę Arendelle. I wszyscy mogliby zapomnieć o wydarzeniach sprzed roku… - Powiedział bardzo dziwnym głosem Minister Lucas. Po chwili zemdlał na swoim krześle, ale nikt nie rzucił się na pomoc. Elsa intensywnie myślała. Gdyby to zrobiła, gdyby pokonała Czarnego Pana nikt już nie uważałby jej za słabą ani bojaźliwą. Przed oczami Elsy przesuwały się wspomnienia, które powodowały ból , a potem wyobraziła sobie jak cudownie byłoby to wszystko zatrzeć jedną bitwą… nikt nie pamiętał by o zlodowaceniu Arendelle, o zamrożeniu Anki, a ona przestałaby być złą, lodową królową, tylko potężną, dobrą wróżką… Mimo, że Elsa próbowała powstrzymać potoki obrazów w pamięci nic to nie dawało i w końcu z jej ust same wyrwały się słowa:
- Niech będzie, wypowiedzmy im…
Nagle do Sali Tronowej wpadła Anka.  Ciężka atmosfera rozwiała się jak dym, a jej radni zaczęli przecierać ze zdumieniem oczy. Lady Nathalie zaczęła cucić Ministra Lucasa.
- Elso! To znaczy… Wasza Miłość, szanowna rado. Coś dziwnego dzieje się za szarym morzem. Wszyscy wyszli na dziedziniec! Musicie to zobaczyć. – Ania wybiegła.
- Nie wolno ci biegać w tym stanie! – rzuciła za nią Elsa pospiesznie wstając z tronu. Ser Fabio próbował ją zatrzymać. – Jutro podejmę decyzję.
-  Wypowiemy im wojnę? Proszę, powiedz to Wasza Wysokość! – Złapał ją za suknię. Elsa nie patrzyła na niego i wyszarpnęła się ze złością.
- Jutro, ser! Czy nie słyszałeś? – Wybiegła pozostawiając rycerza w opustoszałej komnacie.

piątek, 31 października 2014

20



Kolejne tygodnie biegły szybko i Elsa nawet nie zauważyła jak minęły dwa miesiące.  Fabio nie odstępował jej na krok poza sypialnią. Twierdził, że taka jest właśnie rola przysięgłej tarczy. Elsa nie wiedziała co o tym myśleć. W towarzystwie rycerza czuła się bardzo dobrze, często  opowiadał jej o swoich podróżach i o Królestwie za Morzem. Równocześnie nie umiała przy nim myśleć zupełnie jasno. Jakby coś ciągle kierowało jej myślami… Codziennie też pytał, czy zdecydowała się przekroczyć Szare Morze. Z początku Elsa zbywała te pytania milczeniem, po jakimś jednak czasie zaczęła się mu usprawiedliwiać. Przekonywała, że nie ma odpowiedniej floty ani warunków na taką podróż. Gdy zostawała sama zastanawiała się często czy nie próbuje przekonać sama siebie. A na południu działo się coraz gorzej. Drogi morskie zostały zamknięte – na statkach przenosiły się różne choroby, a epidemia Czarnego Pana, jak ją nazywano, przenosiła się tak szybko, że nie sposób było odróżnić zdrowego od dopiero zarażonego.  Pewnego dnia nad morzem pojawiła się czarna chmura, która codziennie się powiększała. Choć to było praktycznie niemożliwe, by zobaczyć stąd Królestwo, to mgła unosząca się nad nim była tak silnie nasycona czarną magią, że widać było ją aż w Arendelle. Dwór również się niepokoił. Minister Lucas często  napomykał o „ skończeniu z tym raz na zawsze” czyli  wypowiedzeniu wojny.  Większość jej doradców również skłaniało się do pomysłu jej rycerza. Gdy wyjaśniła im,  że nie ma odpowiedniej floty Fabio tylko spojrzał na nią krzywo i rzekł, że już kiedyś zamroziła Szare Morze. Wtedy Elsie wydawało się, że to rzeczywiście mogłoby być proste ; wystarczy zamrozić morze i przeprawić się z armią…
   Ale gdy wieczorem spotkała się z Jackiem umysł jej się rozjaśnił i dostrzegała tysiące minusów planu ser Fabia. Nie mogła narażać swoich ludzi i Arendelle. Opowiedziała o tym wszystkim chłopakowi w nocy, gdy leżeli w łóżku. Zmarszczył brwi.
- Nie podoba mi się ten cały rycerzyk. Przy nim stajesz się inna. To podejrzane. Do tego ma dziwne oczy.
- Czekaj, Ty go widziałeś? – Jack poruszył się niespokojnie. Elsa uniosła brwi.  – Chodzisz za mną?
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że powinienem iść za marzeniami. – Chłopak uśmiechnął się niewinnie, a Elsa się roześmiała. Zaraz jednak spoważniała. 
– Ale co z tym Królestwem za Morzem?
 - Królestwem za Morzem zajmiemy się my. Skoro już wiesz o Czarnym Panu, powiem Ci wszystko. Niedawno do Arendelle przybyli inni Strażnicy. Nie będziemy mogli się spotykać przez jakiś czas.
- Dlaczego?  - Elsa podniosła się, żeby na niego popatrzeć. Leżał rozwalony na jej łóżku pod jej kołdrą, czuł się jak u siebie i śmiał jej powiedzieć, że nie będzie mogła go zobaczyć. Kochała go.  Było to uczucie gorące jak jej pożądanie i łagodne jak jej czułość do niego. Nie wyobrażała sobie dnia bez jego dotyku, śmiechu i żartów.  A co dopiero dłuższego okresu czasu. – Już się mną znudziłeś? – zażartowała.  Jack uśmiechnął się krzywo.
- Ty nie mogłabyś się znudzić, Śnieżynko. Rzecz w tym, że Strażnikom nie bardzo wolno się zadawać bliżej ze śmiertelnikami i gdyby tamci o nas wiedzieli, to mogłoby być, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie. Zresztą, trzeba odwalić robotę za tym morzem. A ty nie ruszaj się z zamku. Chyba bym zwariował, gdybyś była w niebezpieczeństwie. Moja Śnieżynka jest taka delikatna… - Pocałował ją w usta i Elsa pozwoliła się znowu pociągnąć w morze pościeli. Tej nocy zamrozili cały jej pokój.  – I pamiętaj, tylko ja mogę być twoim Strażnikiem. Jestem, żeby cię chronić, moja Królowo. – rzekł jej na pożegnanie.  
Niestety pogląd Jacka o szkodliwości wyprawy wojennej podzielała tylko Anna. Elsa ucieszyła się niezmiernie, gdy jej siostra wyłoniła się ze swojego pokoju.  Ciąża była już dość zaawansowana, a Elsa starała się obracać Ankę tylko w towarzystwie zaufanych służących i najbliższych przyjaciół. Nie potrzebowała teraz skandali i niewygodnych pytań, kiedy bezpieczeństwo królestwa wisiało na włosku. Kristoff wciąż wyglądał na bardzo szczęśliwego, ale też oszołomionego, choć wiedział o dziecku już od pewnego czasu.  Dziewczyna natomiast odzyskała dobry humor i radośnie rozprawiała o swym potomku. Co pewien czas przychodziła do Elsy żeby porozumieć się z nią w kwestii pokoju dla dziecka, opowiedzieć o imionach jakie dla niego wybrała i innych sprawach, które niezmiernie cieszyły Elsę, szczególnie w dniach, gdy nie widywała się z Jackiem. Na temat ojcostwa nie rozmawiały. Ostatecznie, nikt nie musiał wiedzieć o Hansie. Anka miała jednak sceptyczne poglądy co do wojny z magią Czarnego Pana.
- Elsi, to by było samobójstwo dla Arendelle. – oświadczyła, zajadając się ogórkami z bitą śmietaną.- Przecież mogłabyś się zarazić. I zarazić całą armię. Myślisz, że Ty wygrasz z magią, z którą nie potrafią poradzić sobie Strażnicy? Jeśli to prawda, co mówił Ser Fabio, są bezsilni. Czemu więc my mielibyśmy walczyć?
- Co mam więc zrobić?
- Czekać, obserwować. Mieć nadzieję, że te bestie pozabijają się nawzajem. Ale absolutnie nie narażać tysięcy swoich własnych poddanych! Może i nie znam się na wojnach, ale widzę tyle, że to byłoby tylko zabijanie kolejnych ludzi. Wiem, że martwi cię los tamtych dzieciaków – powiedziała Anka widząc minę Elsy. – Ale nie pomożesz im przez beznadziejne przebijanie się przez tę ohydną chmurę. 

piątek, 10 października 2014

19



Gdy Elsa weszła do swojego pokoju zobaczyła małego bałwanka przeglądającego się w jej lustrze.
- Elsa! – Krzyknął na jej widok. Unosiła się nad nim chmurka pełna śniegu i zimnego powietrza, dzięki której nie topił się w ciepłe, letnie dni.
-  Olaf? Co ty tu robisz?  - Zapytała Elsa siadając na łóżku.
- Byłem w górach z Kristoffem i żeśmy widzieli taką bandę, normalnie byś nie uwierzyła, tam był taki ogromy zając, taki fajny szarak i jeszcze wielgaśny  facet w czerwonych ciuchach, wyglądali jakby się urwali z… ale masz fajne migdały. –  Powiedział Olaf na widok jej ziewnięcia. – Mam sobie iść?
- Wiesz, niedługo pójdę spać, ale możesz zostać.
- Nie, ja to sobie zjem smalcu ze skwarkami, albo coś… - Olaf oddalił się kaczkowatym krokiem do wyjścia.
- Nie możesz iść do Svena albo do Kristoffa?
- Ee, Sven ugania się za jakąś klaczką, taką łosiowatą, a Kristoff  siedzi u Anny. Ja nie wiem co on tam u niej robi całe noce. Ale ja sobie poradzę. Posiedzę sobie sam przy kominku. – Bałwanek westchnął. Elsa zastanowiła się chwilę.
- Hm, może coś zaradzimy. – Wyszła  na korytarz i zakręciła palcami. Na podłodze pojawił się śnieg, który układał się w kule. Gdy ciało bałwanka było gotowe Elsa klasnęła. Olaf przyglądał się z otwartymi ustami. Ten drugi bałwanek otworzył oczy i rozejrzał się  zdziwiony po pokoju. Elsa od razu wyczarowała również chmurkę utrzymującą odpowiednią temperaturę śniegu.
-Ty,  co on tak patrzy jakby dywanu nie widział? – zapytał szeptem Olaf, ale Elsa tylko się uśmiechnęła. Bałwanek wreszcie ich zauważył.
- Cześć. Robisz coś? Jestem Ala. –  Ala wyciągnęła rękę i dotknęła marchewkowego nosa Olafa. – Załatwisz mi taki ?
- Ym…- Bałwanek zastygł w bezruchu.
- No to żeśmy sobie pogadali. - Ala odwróciła się i podbiegła do okna w korytarzyku. – Kwiatki! -  Wtedy pociągnął Elsę za suknię.
- Uciekamy, póki nas nie widzi. Jak się odwróci to się nie ruszaj. Toto może być niebezpieczne!
- Oh, myślę, że jednak sobie z nią poradzisz! – Elsa wróciła ze śmiechem do pokoju, pozostawiając Olafa z jego nową koleżanką.
To był…  wspaniały i zarazem ciężki dzień. Najwyższy czas pójść spać.