- Przejście dla Jej Wysokości! – Wrzeszczał
gwardzista przedzierając się wraz z Elsą przez rozentuzjazmowany i zatrwożony
tłum. Całe niebo, zasnute szarymi chmurami, rozjaśniały rozbłyski różnokolorowych
świateł. Gdy Elsa w końcu dotarła na kraniec dziedzińca zobaczyła od czego
pochodziły. Ogromna czarna chmura dziś widoczna była lepiej niż kiedykolwiek.
Uderzały w nią wściekle jaśniejące na ciemnym tle kolorowe punkty. Żółty,
zielony, czerwony, biały i…niebieski.
- Jack. – Wyszeptała Elsa mimo zaciśniętego
gardła. Opierała się o murek i nawet nie poczuła, że go zamroziła.
Tłum zebrany na dziedzińcu uważnie obserwował
zaciętą walkę. Kolorowe punkty, Strażnicy, spychali czarną chmurę w głąb lądu.
Bardzo silnie napierali na cofającą się opornie ścianę czerni. Rozbłyski
światła były jednak coraz słabsze…
Pierwsza padła biała postać. Strumień jej jasnego światła został przerwany
i została wciągnięta w czarną toń. Na jej pomoc rzucił się zielony punkt. Wpadł
w czarne opary, lecz wciąż emanował zielonym blaskiem. Jego światło przebijało
się przez czerń, ale nagle… zgasło. Pozostały już tylko trzy światła. Żółte i
niebieskie z całej siły utrzymywały macki czerni w ryzach, a czerwony punkt
poruszał się wokół nich, osłaniając je swoją mocą. Nagle jednak wielki język
czerni uderzył z całej siły w latające, czerwone światełko. Oplótł go dookoła,
pozbawił czerwonego blasku i następnie wyrzucił
z całej siły w szarą toń morza. Niebieskie i żółte światła musiały otoczyć
chmurę same. Poruszały się tak szybko, że czarne macki nie mogły ich dosięgnąć.
Drażniły chmurę, która znowu zaczęła się cofać, gdy wtem… Ogromny rozbłysk
niebieskiego światła okrył całą powierzchnię czerni. Był tak silny, że oślepił
Elsę. Przez zmrużone oczy dostrzegła tylko szybujący całkiem blisko kształt,
który po chwili wpadł do morza. Z jej piersi wydobył się przerażony krzyk. Nie
patrząc na nikogo wybiegła z dziedzińca i najszybciej w życiu dotarła do
zatoki. Trochę się bała, że jej magia zawiedzie, że nie podziała tak jak
kiedyś. Na szczęście gdy tylko postawiła stopę na wodzie, ta zaczęła zamarzać.
Wbiegła po własnym lodzie na morze. Fale były wysokie, więc przebiegała obok
groteskowo powyginanych kształtów. Przed nią morze zamarzało w szybkim tępie. Kątem
oka dostrzegała wbiegającego za nią Kristoffa, zapewne wysłanego przez Ankę.
Ona jednak myślała tylko o tym, żeby znaleźć Jacka. Wiedziała, że odrzuciło go
bardzo silnie i daleko. Wokół niej zaczęły zbierać się płatki śniegu, ale ona
biegła, musiała biec, nawet jeśli już nie miała siły. Wydawało jej się, że jej
bieg trwa wieki. Gdy w końcu dobiegła do miejsca, w którym wydawało jej się, że
pozbawiona światła postać spadła zatrzymała lód. Nie wiedziała, czy ma rzucić
się do wody, co ma zrobić. Stojąc
bezradnie na skrawku lodu zaczęła krzyczeć jego imię. Zobaczyła, że odbiegła
bardzo daleko, dziedziniec pełen ludzi był bowiem niewyraźną plamą. Z drugiej
strony widziała nad sobą ścianę czerni.
Była tak wysoka, że niknęła w chmurach, a jej szerokości nie dało się określić,
bo jej krańce były poza jej zasięgiem wzroku. Była jednolita jak ściana,
falowała tylko w miejscu, gdzie żółta postać wysyłała w nią silne strumienie
światła. Niestety moc żółtego Strażnika słabła z każdą chwilą. W końcu ze
ściany wyłoniła się macka, która rozbiła go na tysiąc kawałeczków. Na Elsę
spadł deszcz małych, złotych ziarenek.
- Piasek. – Elsa ze złości i bezradności
rzuciła garścią piasku do wody. Potem opadła z płaczem na kolana, a wokół niej
wzbiła się chmura płatków śniegu. – Jack, gdzie jesteś?
- Elso, popatrz! – Dobiegł do niej Kristoff.
Wskazywał na wodę. Rzeczywiście, przez szarą toń przebijało się słabe,
niebieskie światło. Elsa rzuciła się do przodu, ale chłopak ją przytrzymał. –
Nie możesz tam wskoczyć! – Pomyślawszy chwilę, Elsa skierowała więc swą moc
prosto w stronę światła. Czarna chmura działała na nią tak samo jak na
Strażników, osłabiała jej moc, ale dziewczyna była tak zdesperowana, że po
chwili ponad powierzchnią pojawiła się platforma z lodu, a na niej leżał…
- Jackie! Jack! Proszę nie rób mi tego. Jack.
Kocham cię. Kocham cię. Nie zostawiaj mnie. – Dziewczyna wbiegła na lód,
zupełnie wyczerpana i przerażona. Zupełnie straciła poczucie czasu. Biegła tak
długo aż dotarła do ukochanego. Jack wyglądał strasznie. Poszarzał, a całe
ciało miał pokryte czarnymi plamami. Zaciskał dłoń na połamanej lasce. Miał
zamknięte oczy. Elsa wzięła jego głowę na kolana, zaczęła go całować, błagać,
głaskać, ale on nie chciał się obudzić. – Otwórz oczy! To ja, twoja śnieżynka.
Nie możesz odejść. Obiecałeś, że będziesz mnie chronił. Obudź się.
Czemu w takim momencie przerwałaś?!
OdpowiedzUsuńWłaśnie >.< jak możesz nam to robić?! Szczególnie że Ty bardzo rzadko dodajesz nowe rozdziały :P proooooosze, wrzuć coś w weekend! ;c
UsuńBoskie<3<3<3 Koffam Cię i błagam - pisz częściej bo nie wytrzymam! ^^ ^^ ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na kolejny! Twój blog został nominowany do LBA! WIęcej na ten temat u mnie! Zapraszam!
OdpowiedzUsuń