poniedziałek, 24 marca 2014

2



- Och, jakoś sobie poradzę. Zbudowałaś domek na drzewie? – Wstały i ruszyły ścieżką w górę zbocza, na którym rozciągały się pałacowe sady i winnice.
- Coś w tym rodzaju. Ale ten kącik… domek ma specjalne zadanie. Zobaczysz. Budowałam go cały tydzień! Oczywiście nie sama… Kristoff  ogromnie pomógł, a Roszpunka uszyła poduszki… Jestem pewna, że Ci się spodoba… Niedługo masz urodziny, więc pomyślałam… Zabawne, że masz urodziny w lecie prawda? Ale można przynajmniej zrobić imprezę na dworze i… - Ania jak zwykle gadała jak najęta. Elsa dobrze wiedziała, że większość roboty odwalił chłopak Anki – Kristoff. Byli totalnie zakręconą parą, ona z rodziny królewskiej, on był prostym kupcem rozmiłowanym w górach. Kristoff jednak w wielkim stopni przysłużył się uratowaniu ich obu – Elsy z lodowatej samotności, a Anki od śmierci. Dlatego szybko nadano Kristoffowi wszelkie tytuły szlacheckie. Teraz Anna musiała go nauczyć iście szlacheckich manier, co nie było zbyt dobrym pomysłem, zwłaszcza, że ona nie cierpiała ich przestrzegać.  Elsa była dużo bardziej od niej powściągliwa i chłodna, może z racji wieku… Jednak idealnym zaprzeczeniem tej tezy była Roszpunka. Roszpunka była do nich podobna, oprócz tego, że miała krótko ścięte brązowe włosy, małe, różowe usta i  zielone oczy. Miała już 23 lata, ale wciąż była dużo lepszym kompanem zabaw dla 17- letniej Anny niż Elsa. Choć była królową wciąż zachowała młodzieńczość, a zdaniem Elsy była trochę zdziecinniała. Przyczyną takiego zachowania Roszpunki w Arendelle mogła być chęć oderwania się od codziennych obowiązków. Kuzynka przyjeżdżała do sióstr co kwartał, dwa razy w roku z mężem Flynnem i dziećmi. Pozostałe dwa razy pozostawiała wszystko pod opieką  Flynna i zabawiała się w najlepsze nie martwiąc o nic innego. Tym razem rodzina miała dołączyć za pięć dni, w dzień balu z okazji urodzin Elsy, oraz, przy okazji, święta księżyca.
 Dziewczęta doszły do ogromnego drzewa rosnącego przy samym żywopłocie oddzielającym zamek od miasta. Anka zwinnie wdrapała się po gałęziach i znikła w zielonej gęstwinie. Elsa jednak ułatwiła sobie zadanie  i wyczarowała lśniące, lodowe schody. W cieple jej moc trochę słabła, więc jak tylko postawiła stopę na drewnianych deskach domku, schody zaczęły topnieć w szybkim tempie. Domek składał się właściwie z samej podłogi. Deski przybito w największym zagęszczeniu gałęzi, więc zamiast ścian dookoła mnóstwo było starannie przyciętych gałązek z liśćmi. Przy pniu oparto kilka poduszek i dwa koce. Gałęzie były odpowiednio przycięte równo z podłogą i domek stanowił dość spory prostokąt. Nie do końca można było się w nim wyprostować, bo zaczepiało się włosami o gałęzie, ale i tak Elsa była pod wrażeniem – Cała konstrukcja mieściła się w obrębie gałęzi i liści, wiec domek był niewidoczny z zewnątrz. Anna z zadowoleniem przyglądała się jej zdziwionej minie. Elsa zauważyła też Roszpunkę leżącą na deskach przy samym skraju korony. Liście były gęste i do domku dochodziło tylko cętkowane światło słoneczne. Roszpunka spoglądała przez coś brązowego, jakby lornetka albo…
- Moja luneta! Szukałam jej w całym pałacu! – Elsa usiadła na jednej z poduszek przysuwając się do Roszpunki. Było jej niewygodnie w zbyt długiej sukni. – Po co ją zabrałyście?
- No wiesz co, nie pochwalisz nas nawet za tę robotę, tylko przychodzisz i marudzisz. Luneta jest niezbędna. – Powiedziała Anka protekcjonalnie, krzyżując ręce. -  Bo widzisz musisz sobie znaleźć chłopaka.  
- Przez lunetę? – Elsa niezbyt się zdziwiła. Anka już od dawna chciała ją wyswatać.
- Stwierdziłyśmy ze Szpunką, że najlepsi są faceci z niższych klas. Obie mamy takich. A Tobie nie podobał się żaden książę, choć sprowadzałyśmy ich na bale z całego świata. Więc może kupiec? Albo rzemieślnik? Zobacz tylko jaki stąd jest świetny widok na Główny     Trakt! – Rzeczywiście, z drzewa widać było świetnie całą stolicę Arendelle. Ania siedziała już koło kuzynki zabierając jej lunetę.
- Zresztą nie każemy ci się od razu żenić! Chcemy tylko, żebyś miała trochę urozmaicenia w życiu, Elsi! – Roszpunka pogłaskała królową po ręce. Elsa uniosła brwi.
- Jakbym miała zbyt mało urozmaicenia. Ja mam państwo na głowie! Nie mam czasu na miłostki…
- Zgorzkniejesz przez to rządzenie! Flynn zawsze się śmieje, że jak uwolnił mnie z wieży to byłam nie do zniesienia. Dopiero po jakimś czasie…
- Wiem, wiem! Tylko, że to on Ciebie uwolnił. Sam się prosił… A jak ja mam sobie znaleźć kogoś? Nie potrafię postępować z mężczyznami… - Elsa była zmęczona. Już kilka razy powracały do tej rozmowy i nie miała ochoty robić tego jeszcze raz. Ania musiała zauważyć niechęć na jej twarzy, bo szybko się wtrąciła.
- Spróbujemy, nigdy nic nie wiadomo. Może akurat tym Traktem będzie przechodziło Twoje miłosne przeznaczenie? Zresztą ta gałąź jest długa, można z niej naprawdę dobrze popatrzeć. I ciągle będziesz ukryta w zieleni! – Księżniczka zerknęła przez lunetę. – Może ten? Spójrz. – Elsa niechętnie wzięła do ręki cynowo brązową lunetę i spojrzała. Droga i zabudowania miasta były rzeczywiście bardzo dobrze widoczne. Na szczęście za żywopłotem była spora łąka, więc nic nie zasłaniało widoku.  Traktem jechał właśnie kram kupiecki zaprzężony w muły. Na koźle siedział szpakowaty mężczyzna i młody chłopak wyglądający na trochę starszego od Elsy, zapewne syn mężczyzny. Chłopak był muskularny i miał męskie rysy. Elsie nie wydał się interesujący. Za nim jechało konno dwóch rycerzy. Królowa nie znała tych godeł, zapewne obcokrajowcy.  Anna też musiała zauważyć, że ich konie były ewidentnie zajeżdżone, bo szturchnęła ją w ramię. Elsa nie tolerowała męczenia zwierząt, zresztą rycerze wydawali się dużo starsi.
- To nie ma sensu… - Elsa oderwała oczy od lunety. Ania już otwierała usta, ale nagle liście zaszeleściły i wynurzyła się z nich głowa i ramiona Kristoffa. Był to mocno zbudowany chłopak, o szerokim nosie i ciepłych, brązowych oczach. Jego zbyt długie blond włosy opadały mu na oczy i wciąż musiał je poprawiać.
- Anuś, Roszpunko. Wszyscy na was czekają… Chyba chodzi o ozdoby na bal, czy coś…- Chrząkną znacząco. Elsa nie zauważyła jak dziewczęta spojrzały na siebie wymownie.
- Tak, tak. Już idziemy. – Anka już zniknęła wśród liści, goniąc Kristoffa.
- A ja nie będę potrzebna? Wiem, że ozdoby to wasza działka, ale w sumie organizacja i to wszystko…
- O nie! Ty zostajesz tutaj! Wypatruj, jestem pewna, że niedługo zobaczysz kogoś interesującego. Ze wszystkim sobie poradzimy!Musisz w końcu odpocząć od pracy! – Roszpunka rzuciła Elsie ostatnie ciepłe spojrzenie i zniknęła w gąszczu. Elsa z westchnieniem spojrzała na lunetę.  W sumie, co mi szkodzi, pomyślała. Przyłożyła oko do okulara.  I zobaczyła na trakcie chłopaka o białych włosach.

7 komentarzy: