środa, 2 kwietnia 2014

3



 Chłopak był wysoki, dobrze zbudowany. Wyraźnie odznaczał się na zielono brązowym tle traktu. Miał tak jasną karnację, że skóra miała prawie taki sam odcień co włosy. Ubrany był w niebieski kubrak i wąskie brązowe spodnie, i nie miał butów. Elsa była pewna, że to jakiś wędrowny żebrak, w dłoni trzymał ogromną długą laskę zakrzywioną na końcu i przyglądał się drogowskazowi. Niestety, z tej odległości Elsa nie mogła zobaczyć więcej szczegółów nawet z pomocą lunety, a bardzo pragnęła przyjrzeć się jego twarzy.  I nagle wpadła na pomysł.
Trochę wyżej w koronie drzewa były długie, giętkie gałązki. Całe drzewo było obrośnięte liśćmi więc przy odrobinie ostrożności nikt nie widział co na nich siedzi. Gałęzie były mocno wysunięte nad żywopłotem i łąką oddzielającymi ogrody królewskie od traktu miejskiego. Z końca tych gałęzi był świetny widok.
Chyba oszalałam, myślała Elsa kolejny raz wdrapując się na wyższe gałęzie. Sprawdziła czy  ma dobrze włożone rękawiczki i zaczęła się przesuwać po wąskim pasku najdłuższej gałązki. Leżała bardzo płasko i wciąż spoglądała na trakt, ale niebyło na nim nikogo oprócz białego chłopaka. Cieszyła się, że nie ubrała żadnej ze swych najlepszych sukni, bo ta na pewno była już podarta w kilku miejscach. Gdy znalazła się przy końcu gałązki spojrzała przez lunetę. Wciąż chłopak zdawał się być trochę daleko i niedokładnie widziała jego rysy. Przysunęła się jeszcze troszkę bliżej… i jeszcze… jeszcze tylko troszeczkę…
TRZASK! Najcieńsza końcówka gałęzi nie wytrzymała i Elsa poczuła, że spada. Luneta wypadła jej z rąk razem z rękawiczką.
Upadła. Lecz poczuła, że miejsce w którym upadła jest zupełnie miękkie i… mokre. Czyżby wpadła do błota? Jakaż by to była hańba gdyby ktoś zobaczył Królową taplającą się w błocie! Elsa zaciskała oczy podczas krótkiego lotu z drzewa, a teraz ostrożnie je otwarła i przyjrzała się miejscu, którym leżała. Była to zaspa śnieżna. Po chwili zauważyła, że nie ma rękawiczki na ręce. Nie sądziła, że ma aż taki refleks, ale widocznie sama wyczarowała sobie bezpieczny upadek na śnieg. Niestety po chwili doznała kolejnego wstrząsu. Stanął nad nią chłopak. Białowłosy. Przyglądał się jej z troską ściskając swoją laskę. Elsa szybko poderwała się do góry i spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nigdy nie widziałeś jak ktoś spada z drzewa? Nic mi się nie stało. Nie dostaniesz za troskę nic z królewskiego skarbca. Możesz odejść. A jeśli komuś o tym powiesz…- Elsa zamilkła zażenowana. Chłopak gapił się na nią z otwartymi ustami. Może mu się podobam? Pomyślała i zaraz odgoniła od siebie tę myśl. Głupia, o czym ty myślisz? Zganiła się. Chłopak w końcu się poruszył. Chrząknął i rozejrzał dookoła.
- Ty mnie widzisz? – Miał ładny, melodyjny głos. Wpatrywał się w Elsę bardzo intensywnie, aż się zarumieniła.
- Oczywiście. To jakiś żart? – Elsa szybko wstała i otrzepała się ze śniegu.
- To raczej skomplikowane… Coś jak wada genetyczna. Niewiele osób mnie widzi. – Chłopak odwrócił wzrok. – Dobrze, że zdążyłem ściągnąć trochę śniegu, bo to naprawdę wyglądało niebezpiecznie… To drzewo takie wysokie… I gałęzie dość łamliwe… - Nie patrzył na nią ale zobaczyła na jego ustach cień uśmiechu. Wyraźnie drwił sobie z niej.
- Ja… ja tylko patrzyłam… to znaczy sprawdzałam… to znaczy… - Elsa zdała sobie sprawę, że się tłumaczy. Jest królową! Nie musi się tłumaczyć nikomu. – Siedziałam na drzewie. Bardzo ładny stamtąd widok.  To Ty ściągnąłeś tutaj śnieg? – Czy on uważa ją za głupią? Będzie przypisywał sobie jej moce? Chłopak spojrzał na nią spod strzechy białych włosów.
- Tak. Nazywam się Jack Frost. Może słyszałaś. Pokazać Ci parę sztuczek? –Nie czekał na odpowiedź Elsy. Machnął swoją drewnianą laską i po chwili w powietrzu podskakiwał śnieżnobiały króliczek, zbudowany z połączonych kawałeczków lodu i szronu. Tym razem to Elsa zaniemówiła. Wcześniej chciała ofuknąć owego Jacka, że zwraca się do Królowej, a nie do jakiejś chłopki. Teraz jednak usilnie próbowała ogarnąć umysłem to, że nie jest sama ze swoimi mocami. – Wywiera wrażenie, co?  A umiem tego dużo więcej. No więc co, podziękujesz mi? – Był zawadiacko pewny siebie. Elsa się uśmiechnęła.
- Dziękuję. Nazywam się Elsa. Miło mi Cię poznać, Jacku… - Spojrzeli sobie w oczy, a po chwili Elsa odwróciła wzrok. Zapadła niezręczna cisza.
- Taa, hm… Ja już muszę lecieć. Także ten, uważaj na siebie, Elso. – Jack jeszcze raz przebiegł po niej ciepłym spojrzeniem i odwrócił się.
- Zaczekaj! – Elsa nie wiedziała dlaczego to robi. – W noc pełni księżyca w zamku jest bal. Myślę, że mogę Cię zaprosić… Będzie sporo gości… Przyjdziesz? – Dziewczyna zarumieniła się i spuściła wzrok. – Oczywiście w ramach podziękowania… - Co ona najlepszego wyrabia?  Jack patrzył na nią szeroko uśmiechnięty.
- Oczywiście, że tak.

2 komentarze:

  1. Ten legendarny upadek. I gapi się na nią jak na kosmitę. To chyba normalne, Ze ludzie codziennie spadają z drzewa. Ja takich upadków widziałam już tysiąc pięćset sto dziewięćset (wiesz taka pasja liczę upadki xD) a sama zaliczyłam już takich 3. Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń