wtorek, 8 kwietnia 2014

4



Następne dni minęły królowej na doglądaniu przygotowań do balu. Jako pedantka dbała dosłownie o każdy szczegół. Jednak gdy weszła w przeddzień balu do Sali balowej efekt pracy całej  służby robił piorunujące wrażenie. Cała sala tonęła w srebrze. Z sufitu zwieszał się wielki, srebrny kandelabr z mnóstwem żółtych świec. Na ogromne okna zawieszono lekkie niebieskie kotary całe w srebrne cętki, dzięki temu światło wpadające do Sali było niebieskie i migotało. Wnętrze wcale nie było zimne - wręcz przeciwnie. Wszędzie można było zobaczyć girlandy kwiatów, najczęściej białych. Ściany były obwieszone srebrnymi, delikatnymi siateczkami. Przy ścianach znajdowały się długie stoły pokryte obrusami w kolorach ciemnej zieleni i pastelowych odcieni żółci. Na balu będą się uginały od jedzenia. Na końcu Sali znajdował się drewniany podest dla orkiestry, a przed nim parkiet do tańca. Elsa była bardzo zadowolona. Cały zamek był odpowiednio przystrojony, ale sala balowa prezentowała się najpiękniej.
Święto księżyca było związane z bardzo starą legendą. Była tak zakorzeniona w umysłach ludu Arendelle, że zaczęto jej nauczać w szkołach, jako początki cywilizacji i religii Księżyca. Głosiła ona, że zanim dolina Arendelle i wzgórza dookoła zostały zamieszkane przez oświeconych ludzi, na tych ziemiach żyły dzikie praludy. Wtedy góry nie istniały – kraina ta przypominała trawiastą rówininę Byli oni źli, smutni i ich jedynym celem życiowym było się rozmnażać i zabijać nawzajem. Władała nimi czarna siła, która zamroczyła ich umysły – Czarny Pan. Agresja praludzi rosła i kierowała się nie tylko ku sobie wzajemnie, ale także zaczęli niszczyć świat wokół siebie. Księżyc, największa siła tego świata, nie mógł patrzeć na zagładę swojego królestwa. Nie dbał on tak bardzo o ludzi. Dlatego postanowił zesłać na ziemię swoich wysłanników. Nazwał ich Strażnikami. Strażnicy mieli za zadanie wypędzenie Czarnego Pana i uwolnienie umysły praludzi od jego władzy. Niestety umysły dorosłych były tak spaczone, że po usunięciu z nich zła i ciemności nie pozostawało w nich nic. Zapadali w letarg i trwali w nim tak, aż powoli zaczynali zmieniać się w skały lub rozpływali się w potoki. Tak powstały Góry, a za nimi Równina Wielkich Rzek. Jednak ich potomstwo było jeszcze niewinne i nie poczuło tak mocno działania Czarnej siły.  Strażnicy wypełnili ich życie miłością, nauczyli je dobra i dali możliwość rozwoju. Dzieci wyrosły na pierwszych oświeconych i dali początek kultowi Księżyca. Strażnicy poczuli, że spełnili swoje zadanie i usunęli się w cień. Kolejne wieki mijały spokojnie, i ludzie powoli zaczynali uznawać dawno niewidzianych strażników za dziecięce bajki. Księżyc był jednak wciąż widoczny na niebie, a że ten dzień, dzień urodzin Elsy, uznawano za dzień zesłania Strażników, uchwalono go jako święto.
W całym Arendelle było widać jak bardzo ludzie są do owego święta przywiązani.  Już tydzień przed uroczystym dniem w królestwie czyniono przygotowania; tradycją były zabawy i tańce. W zamku odbywał się największy bal, lecz prostszy lud, mieszczanie i chłopi, bawili się na przystrojonych samodzielnie placach miejskich. Niektóre wyglądały naprawdę niesamowicie i nawet odbywały się konkursy na najpiękniejszą ozdobę księżycową. Każdy dom musiał mieć obowiązkowo przywiązane do okien czy balkonów srebrno-niebieskie wstęgi. Oprócz tego ludzie uważali ten czas za święty – zamierały wszelkie burdy, napaści i spory. Religia była bardzo ważna dla obywateli Arendelle, więc rzadko kto naruszał czas świętości. W przededniu święta tradycyjnie przygotowywano kolację świąteczną. Składała się na nią zupa z jabłek, pieczona gęś oraz ciasto drożdżowe. Był to ciepły, rodzinny czas.
 Rankiem następnego dnia Elsa stanęła przed lustrem. Lubiła szyte suknie, ale jednak na takie uroczystości wolała sama zadbać o swój wygląd. Dzięki swojej mocy potrafiła z łatwością wyczarować sobie odpowiedni strój. Suknie spod jej ręki były zawsze koloru niebieskiego lub białego, a zbudowane były z misternie uplecionych wiązek mrozu, dlatego nikt nie mógł ich dotknąć, takie były zimne. Elsa emanowała mocą całym ciałem, więc suknie nigdy się nie roztapiały. Tego dnia jakoś nie miała pomysłu. Po kilku niezbyt udanych próbach usiadła z powątpiewaniem na łóżku i spojrzała przez otwarte okno.  Z komnat królewskich miała wspaniały widok na góry, których czubki były tak wysoko, że śnieg na nich nigdy nie topniał. Kiedyś Elsa uciekła tam i wyczarowała sobie niesamowity zamek. Teraz jednak wolała nie wracać myślami do tamtych czasów, pełnych smutku i niepokoju. Pomyślała o tym śniegu który tam leży. Delikatne płatki i śnieżynki, tak malutkie, że często ich nie widać, a połączone mogą stanowić ogromne zagrożenie. Gdy tony śniegu spływają z gracją po stokach, to ludzie  w dolinach uciekają i lamentują… I nikt nie może się mu sprzeciwić. Tak jak królowej. Elsa już wiedziała, jak będzie wyglądać jej sukienka. Powoli fragment po fragmencie wytwarzała tkaninę, która natychmiast ją oplatała. Po chwili odwróciła się do lustra. Jej suknia była biało- niebiesko –czarna. Górę stanowił wąski biały gorset z niebieskimi rękawami. Dół był szerszy. Pasy tkaniny układały się na nim po skosie tworząc iluzję lawiny. Każdy pas był spiralnie zakończony, co powodowało, że przy każdym ruchu Elsy przez sukienkę przetaczały się zwały „śniegu”. Klosz sukni był głównie biały, lecz spodnie warstwy były czarne i niebieskie, jakby wraz lawiną spadały po sukience ziemia i lód. Wyglądała iście po królewsku, szczególnie gdy spięła włosy w wysoki kok i założyła na szyję srebrną kolię odziedziczoną po matce. Oczywiście miała na rękach błękitno-szare rękawiczki. 
Po wyjściu z sypialni napotkała podnieconą Annę. Wyglądała ślicznie w złoto-purpurowej sukni na którą opadał długi rudy warkocz z wplecionymi zielonymi wstążkami. Dziewczyna podskakiwała radośnie i podśpiewywała, tak, że słychać ją było w całym korytarzu.
- Wszystkieeego Najlepszeeego, Elżuuniu, Wasza Królewska Mooo…
-Anno, obudzisz gości. - Do zamku przybyli poprzedniego dnia dostojnicy zagraniczni, którzy potrzebowali więcej czasu na dotarcie do Arendelle. Dla wygody docierali do królestwa dzień przed uroczystością i zawsze zostawali ugoszczeni w komnatach zamkowych. Elsa udała surową minę, bo tak naprawdę było jej bardzo miło. – Czy Szpunka już wstała?
- Och, tak! Pobiegła wypatrywać Flynna i dzieci, powinni lada chwila tu być! Zejdźmy na dziedziniec! Tam jest tyle ludzi… i Kristoff na mnie czeka. – Ania pognała korytarzem nie oglądając się. Elsa westchnęła. Wiadomo, Kristoff jest najważniejszy! Na pewno jego towarzystwo jest dużo ciekawsze, niż jej. Ale trudno, dość użalania się nad sobą. Trzeba powitać gości, bo niedługo zaczyna się msza.
Gdy wyszła na dziedziniec oślepił ją blask słońca. Dziedziniec z jednej strony wychodził na zatokę i można było z niego obserwować statki wpływające do portu. Podeszła do dziewcząt stojących przy barierce. Po drodze kłaniali jej się poddani, a niektórzy zatrzymywali się, żeby na nią popatrzeć. Musiała wyglądać dobrze. Gdy podeszła kuzynka ją mocno uściskała.
- Czy Flynn już przybył? – Zapytała na powitanie Roszpunkę. Kuzynka była przystrojona na fioletowo, a jej sterczące zawsze włosy przylizała do tyłu. Wyglądała bardzo ładnie.
- Statek właśnie przybił do portu. Kristoff  i gwardia po niego poszli. – wydęła usta.  – Ślicznie wyglądasz. Jestem pewna, że dziś kogoś poznasz. Chyba, że już kogoś poznałaś i może ten ktoś się zjawi? – Elsa zdziwiła się jak wielką intuicję ma Roszpunka, ale nie zmieniła wyrazu twarzy. Nie zamierzała opowiadać im o Jacku Froście, o którym myślała sporo przez ostatnie dni wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała mu się podobać. To było głupie, ale nie umiała sobie tego wyperswadować.
- Nie sądzę żeby zjawił się ktoś godny uwagi. – Roszpunka spojrzała na nią podejrzliwie, ale chłodny ton w głosie Elsy wstrzymał ją od drążenia tematu. Ania przysłuchiwała się rozmowie i nie wiedzieć czemu wyglądała na zatroskaną. Elsa już zamierzała odejść, gdy niezręczne milczenie przerwał powrót gwardii. Roszpunka wycałowała i wyściskała każde ze swoich dzieci, a na końcu Flynna. Flynn był wysokim brunetem o zawadiackim, chytrym uśmieszku przyklejonym do twarzy. Był lubiany przez wszystkich; lud uwielbiał go za dowcip i hojność, a dworzanie i szlachta za wspaniałe uczty. Dzięki Roszpunce stał się królewiczem i wspaniale czuł się w swojej nowej roli, gdyż, twierdził, życie złodzieja jest pełne stresu i trosk! Elsa też całkiem go lubiła, był szarmancki i miły.
- Camill, Angeliq, Alice wasze pokoje są już przygotowane. Camillu nie wolno ruszać sukienki mamusi. Pamiętasz ciocię Anię?  Idziemy do zamku kochani. – Gdy dotarli do pokoi dzieciaków gwardia królewska się rozeszła. Elsa spojrzała czule na rodzinę rozkładającą wszystkie manatki. Camill, najmłodszy, miał dopiero półtora roku , a już wszyscy twierdzili, że jest dokładną kopią tatusia.  Lubił podkładać różne zabawki pod nogi zdziwionej służby i niezmiennie najlepiej się bawił, gdy wszelkie przedmioty z rąk służących leciały w powietrze, a dana ofiara przewracała się jak długa na miękkie dywany. Jego 3-letnia siostra, Angeliq była często jego pomocnikiem albo prowodyrem, lecz dziewczynka urodę odziedziczyła całkowicie po matce. Miała tylko długie złote włosy, takie jak Roszpunka miała kiedyś, dlatego jej matka uwielbiała ją czesać. Angeliq szybko się nauczyła, jak wymigać się od kar i zawsze, gdy mamusia już miała ją okrzyczeć, wkładała w jej rękę szczotkę i ustawiała się do czesania. Dzięki temu Roszpunka zapominała o ukaraniu córki. Alice, najstarsza, miała pięć lat. Brązowe włosy zawsze spinała w warkocz, a ogólnie nie przypominała ani jednego ze swych rodziców, ani drugiego. Była dość ładna, oczy miała po matce, a resztę zdawałoby się po ojcu. Niezwykle szybko opanowała sztukę czytania, była bardzo chłonna na wiedzę. Dlatego uwielbiała czytać książki – nie były to może jakieś wielkie dzieła, ale z ciekawością czytała proste księgi o obcych krajach i lądach. To ją najbardziej lubiła Elsa, w przeciwieństwie do Anny, która wybierała zabawy z młodszymi chytrusami.  Elsa często zazdrościła Roszpunce i Flynn’owi takich fajnych dzieci. Wiedziała, że nie chcą poprzestać na trójce.

2 komentarze: