Następne dni minęły królowej na doglądaniu
przygotowań do balu. Jako pedantka dbała dosłownie o każdy szczegół. Jednak gdy
weszła w przeddzień balu do Sali balowej efekt pracy całej służby robił piorunujące wrażenie. Cała sala
tonęła w srebrze. Z sufitu zwieszał się wielki, srebrny kandelabr z mnóstwem
żółtych świec. Na ogromne okna zawieszono lekkie niebieskie kotary całe w
srebrne cętki, dzięki temu światło wpadające do Sali było niebieskie i migotało.
Wnętrze wcale nie było zimne - wręcz przeciwnie. Wszędzie można było zobaczyć
girlandy kwiatów, najczęściej białych. Ściany były obwieszone srebrnymi,
delikatnymi siateczkami. Przy ścianach znajdowały się długie stoły pokryte
obrusami w kolorach ciemnej zieleni i pastelowych odcieni żółci. Na balu będą
się uginały od jedzenia. Na końcu Sali znajdował się drewniany podest dla
orkiestry, a przed nim parkiet do tańca. Elsa była bardzo zadowolona. Cały
zamek był odpowiednio przystrojony, ale sala balowa prezentowała się
najpiękniej.
Święto księżyca było związane z bardzo starą legendą. Była tak zakorzeniona w umysłach ludu Arendelle,
że zaczęto jej nauczać w szkołach, jako początki cywilizacji i religii Księżyca. Głosiła ona, że zanim dolina Arendelle i wzgórza dookoła zostały
zamieszkane przez oświeconych ludzi, na tych ziemiach żyły dzikie praludy.
Wtedy góry nie istniały – kraina ta przypominała trawiastą rówininę Byli oni
źli, smutni i ich jedynym celem życiowym było się rozmnażać i zabijać nawzajem.
Władała nimi czarna siła, która zamroczyła ich umysły – Czarny Pan. Agresja
praludzi rosła i kierowała się nie tylko ku sobie wzajemnie, ale także zaczęli
niszczyć świat wokół siebie. Księżyc, największa siła tego świata, nie mógł patrzeć
na zagładę swojego królestwa. Nie dbał on tak bardzo o ludzi. Dlatego
postanowił zesłać na ziemię swoich wysłanników. Nazwał ich Strażnikami. Strażnicy mieli za zadanie wypędzenie
Czarnego Pana i uwolnienie umysły praludzi od jego władzy. Niestety umysły
dorosłych były tak spaczone, że po usunięciu z nich zła i ciemności nie
pozostawało w nich nic. Zapadali w letarg i trwali w nim tak, aż powoli
zaczynali zmieniać się w skały lub rozpływali się w potoki. Tak powstały Góry,
a za nimi Równina Wielkich Rzek. Jednak ich potomstwo było jeszcze niewinne i
nie poczuło tak mocno działania Czarnej siły.
Strażnicy wypełnili ich życie miłością, nauczyli je dobra i dali
możliwość rozwoju. Dzieci wyrosły na pierwszych oświeconych i dali początek
kultowi Księżyca. Strażnicy poczuli, że spełnili swoje zadanie i usunęli się w
cień. Kolejne wieki mijały spokojnie, i ludzie powoli zaczynali uznawać dawno
niewidzianych strażników za dziecięce bajki. Księżyc był jednak wciąż widoczny
na niebie, a że ten dzień, dzień urodzin Elsy, uznawano za dzień zesłania Strażników, uchwalono go
jako święto.
W całym Arendelle było widać jak bardzo
ludzie są do owego święta przywiązani.
Już tydzień przed uroczystym dniem w królestwie czyniono przygotowania;
tradycją były zabawy i tańce. W zamku odbywał się największy bal, lecz prostszy
lud, mieszczanie i chłopi, bawili się na przystrojonych samodzielnie placach
miejskich. Niektóre wyglądały naprawdę niesamowicie i nawet odbywały się
konkursy na najpiękniejszą ozdobę księżycową. Każdy dom musiał mieć obowiązkowo
przywiązane do okien czy balkonów srebrno-niebieskie wstęgi. Oprócz tego ludzie
uważali ten czas za święty – zamierały wszelkie burdy, napaści i spory. Religia
była bardzo ważna dla obywateli Arendelle, więc rzadko kto naruszał czas
świętości. W przededniu święta tradycyjnie przygotowywano kolację świąteczną.
Składała się na nią zupa z jabłek, pieczona gęś oraz ciasto drożdżowe. Był to
ciepły, rodzinny czas.
Rankiem
następnego dnia Elsa stanęła przed lustrem. Lubiła szyte suknie, ale jednak na
takie uroczystości wolała sama zadbać o swój wygląd. Dzięki swojej mocy potrafiła
z łatwością wyczarować sobie odpowiedni strój. Suknie spod jej ręki były zawsze
koloru niebieskiego lub białego, a zbudowane były z misternie uplecionych
wiązek mrozu, dlatego nikt nie mógł ich dotknąć, takie były zimne. Elsa
emanowała mocą całym ciałem, więc suknie nigdy się nie roztapiały. Tego dnia
jakoś nie miała pomysłu. Po kilku niezbyt udanych próbach usiadła z
powątpiewaniem na łóżku i spojrzała przez otwarte okno. Z komnat królewskich miała wspaniały widok na
góry, których czubki były tak wysoko, że śnieg na nich nigdy nie topniał.
Kiedyś Elsa uciekła tam i wyczarowała sobie niesamowity zamek. Teraz jednak
wolała nie wracać myślami do tamtych czasów, pełnych smutku i niepokoju.
Pomyślała o tym śniegu który tam leży. Delikatne płatki i śnieżynki, tak
malutkie, że często ich nie widać, a połączone mogą stanowić ogromne
zagrożenie. Gdy tony śniegu spływają z gracją po stokach, to ludzie w dolinach uciekają i lamentują… I nikt nie
może się mu sprzeciwić. Tak jak królowej. Elsa już wiedziała, jak będzie
wyglądać jej sukienka. Powoli fragment po fragmencie wytwarzała tkaninę, która
natychmiast ją oplatała. Po chwili odwróciła się do lustra. Jej suknia była
biało- niebiesko –czarna. Górę stanowił wąski biały gorset z niebieskimi
rękawami. Dół był szerszy. Pasy tkaniny układały się na nim po skosie tworząc
iluzję lawiny. Każdy pas był spiralnie zakończony, co powodowało, że przy
każdym ruchu Elsy przez sukienkę przetaczały się zwały „śniegu”. Klosz sukni
był głównie biały, lecz spodnie warstwy były czarne i niebieskie, jakby wraz lawiną
spadały po sukience ziemia i lód. Wyglądała iście po królewsku, szczególnie gdy
spięła włosy w wysoki kok i założyła na szyję srebrną kolię odziedziczoną po
matce. Oczywiście miała na rękach błękitno-szare rękawiczki.
Po wyjściu z
sypialni napotkała podnieconą Annę. Wyglądała ślicznie w złoto-purpurowej sukni
na którą opadał długi rudy warkocz z wplecionymi zielonymi wstążkami.
Dziewczyna podskakiwała radośnie i podśpiewywała, tak, że słychać ją było w
całym korytarzu.
- Wszystkieeego Najlepszeeego, Elżuuniu,
Wasza Królewska Mooo…
-Anno, obudzisz gości. - Do zamku przybyli
poprzedniego dnia dostojnicy zagraniczni, którzy potrzebowali więcej czasu na
dotarcie do Arendelle. Dla wygody docierali do królestwa dzień przed
uroczystością i zawsze zostawali ugoszczeni w komnatach zamkowych. Elsa udała
surową minę, bo tak naprawdę było jej bardzo miło. – Czy Szpunka już wstała?
- Och, tak! Pobiegła wypatrywać Flynna i
dzieci, powinni lada chwila tu być! Zejdźmy na dziedziniec! Tam jest tyle
ludzi… i Kristoff na mnie czeka. – Ania pognała korytarzem nie oglądając się.
Elsa westchnęła. Wiadomo, Kristoff jest najważniejszy! Na pewno jego
towarzystwo jest dużo ciekawsze, niż jej. Ale trudno, dość użalania się nad
sobą. Trzeba powitać gości, bo niedługo zaczyna się msza.
Gdy wyszła na dziedziniec oślepił ją blask
słońca. Dziedziniec z jednej strony wychodził na zatokę i można było z niego
obserwować statki wpływające do portu. Podeszła do dziewcząt stojących przy
barierce. Po drodze kłaniali jej się poddani, a niektórzy zatrzymywali się,
żeby na nią popatrzeć. Musiała wyglądać dobrze. Gdy podeszła kuzynka ją mocno
uściskała.
- Czy Flynn już przybył? – Zapytała na
powitanie Roszpunkę. Kuzynka była przystrojona na fioletowo, a jej sterczące
zawsze włosy przylizała do tyłu. Wyglądała bardzo ładnie.
- Statek właśnie przybił do portu.
Kristoff i gwardia po niego poszli. –
wydęła usta. – Ślicznie wyglądasz.
Jestem pewna, że dziś kogoś poznasz. Chyba, że już kogoś poznałaś i może ten
ktoś się zjawi? – Elsa zdziwiła się jak wielką intuicję ma Roszpunka, ale nie
zmieniła wyrazu twarzy. Nie zamierzała opowiadać im o Jacku Froście, o którym
myślała sporo przez ostatnie dni wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nie wiedziała
dlaczego, ale chciała mu się podobać. To było głupie, ale nie umiała sobie tego
wyperswadować.
- Nie sądzę żeby zjawił się ktoś godny uwagi.
– Roszpunka spojrzała na nią podejrzliwie, ale chłodny ton w głosie Elsy
wstrzymał ją od drążenia tematu. Ania przysłuchiwała się rozmowie i nie
wiedzieć czemu wyglądała na zatroskaną. Elsa już zamierzała odejść, gdy
niezręczne milczenie przerwał powrót gwardii. Roszpunka wycałowała i wyściskała
każde ze swoich dzieci, a na końcu Flynna. Flynn był wysokim brunetem o
zawadiackim, chytrym uśmieszku przyklejonym do twarzy. Był lubiany przez
wszystkich; lud uwielbiał go za dowcip i hojność, a dworzanie i szlachta za
wspaniałe uczty. Dzięki Roszpunce stał się królewiczem i wspaniale czuł się w
swojej nowej roli, gdyż, twierdził, życie złodzieja jest pełne stresu i trosk!
Elsa też całkiem go lubiła, był szarmancki i miły.
- Camill, Angeliq, Alice wasze pokoje są już
przygotowane. Camillu nie wolno ruszać sukienki mamusi. Pamiętasz ciocię
Anię? Idziemy do zamku kochani. – Gdy
dotarli do pokoi dzieciaków gwardia królewska się rozeszła. Elsa spojrzała
czule na rodzinę rozkładającą wszystkie manatki. Camill, najmłodszy, miał
dopiero półtora roku , a już wszyscy twierdzili, że jest dokładną kopią
tatusia. Lubił podkładać różne zabawki
pod nogi zdziwionej służby i niezmiennie najlepiej się bawił, gdy wszelkie
przedmioty z rąk służących leciały w powietrze, a dana ofiara przewracała się
jak długa na miękkie dywany. Jego 3-letnia siostra, Angeliq była często jego
pomocnikiem albo prowodyrem, lecz dziewczynka urodę odziedziczyła całkowicie po
matce. Miała tylko długie złote włosy, takie jak Roszpunka miała kiedyś,
dlatego jej matka uwielbiała ją czesać. Angeliq szybko się nauczyła, jak
wymigać się od kar i zawsze, gdy mamusia już miała ją okrzyczeć, wkładała w jej
rękę szczotkę i ustawiała się do czesania. Dzięki temu Roszpunka zapominała o
ukaraniu córki. Alice, najstarsza, miała pięć lat. Brązowe włosy zawsze spinała
w warkocz, a ogólnie nie przypominała ani jednego ze swych rodziców, ani
drugiego. Była dość ładna, oczy miała po matce, a resztę zdawałoby się po ojcu.
Niezwykle szybko opanowała sztukę czytania, była bardzo chłonna na wiedzę.
Dlatego uwielbiała czytać książki – nie były to może jakieś wielkie dzieła, ale
z ciekawością czytała proste księgi o obcych krajach i lądach. To ją
najbardziej lubiła Elsa, w przeciwieństwie do Anny, która wybierała zabawy z
młodszymi chytrusami. Elsa często
zazdrościła Roszpunce i Flynn’owi takich fajnych dzieci. Wiedziała, że nie chcą
poprzestać na trójce.
Czekam na Jack'a^^
OdpowiedzUsuńAwww Polubiłam Alice, Angeliq i Camilla ♥
OdpowiedzUsuń