wtorek, 22 kwietnia 2014

6



Gdy Elsa weszła do Sali zobaczyła dwa zbiorowiska. Z jednej strony cisnął się rozedrgany i kolorowy tłum gości. Wszyscy byli wyraźnie zszokowani. Z drugiej strony stała dużo mniejsza grupka gwardzistów królewskich, którzy mieli pilnować tego dnia bezpieczeństwa na zamku. Pomiędzy dwoma pierwszymi żołnierzami zwisała chuda postać. Na opustoszałym środku Sali stał Wódz z wyspy Berk - Hiccup, nazywany w Arendelle Księciem Hiccupem, a obok niego Księżniczka Szkotów Merida. Wyglądało to tak, jakby Książę próbował zasłonić Meridę własnym ciałem. Gdy podeszła bliżej Elsa dostrzegła plamy krwi na podłodze.
- Co się stało? Merido, nic ci nie jest? – Teraz  zauważyła rozcięty rękaw sukni Meridy. Materiał szybko robił się ciemny od krwi. – Natychmiast trzeba to opatrzyć! Pani Nasturcjo! Wołać medyków! – Z tyłu Sali poruszyła się dotąd unieruchomiona oszołomieniem przełożona służebnic. Wypadła z Sali jak oparzona i po chwili powróciła z całym sztabem medyków zamkowych. Merida wyglądała na lekko zażenowaną, ale po chwili okazało się, że nie tylko ona potrzebuje pomocy. Kilkoro gości zemdlało, niektórzy pocięli się przez rozbite podczas wypadku szkło. Elsa kazała gwardzistom czekać, zajmując się najpierw gośćmi. Po chwili podszedł do niej Hiccup.
- Myślę, że trzeba będzie zabrać Astrid w jakieś odosobnione miejsce. Najlepiej znajdź jej jakiś pokój i dużo środków uspokajających. Potem idziemy do gabinetu. Merida i ja… chyba musimy ci coś wyjaśnić. – Hiccup spuścił głowę. Wyglądał zupełnie jak mały chłopczyk przyłapany na brzydkim zachowaniu, a był przecież silnym, dorosłym facetem. Kto by teraz pomyślał, że ten skruszony dzieciak ujeżdża smoki i stracił nogę w walce ze smokiem-gigantem. Tak bardzo przypominał jej małego Czkawkę, jak go przezywali w dzieciństwie. Byli takimi przyjaciółmi – ona, Czkawka, Merida, Roszpunka i Anka. Potem Elsa zniknęła na dziesięć lat i dopiero rok temu odświeżyli znajomość. Tyle się zmieniało w życiu ich wszystkich! Tylko Elsa zawsze stała na jednym etapie: swojej niekontrolowanej mocy i swoim pokoju. Teraz jednak nie czas było na sentymenty. Należało jak najszybciej uspokoić gości i wyjaśnić sprawę. Elsa odwróciła się do wszystkich wysoko postawionych osób.
- Pani Astrid jest ciężko chora i nie będzie mogła państwu towarzyszyć więcej tego wieczoru. Postaram się zapewnić jej jak najlepszą opiekę. Mam nadzieję, że państwo czują się już lepiej. Widzę, że księżyc jest już prawie nad naszą salą. Najwyższy czas na księżycowy taniec!  - Goście popatrywali podejrzliwie za gwardzistami wyprowadzającymi Astrid w towarzystwie medyków. Na szczęście Anna szybko podchwyciła pomysł Elsy i pierwsza wstąpiła na parkiet, ciągnąc za sobą Kristoffa. Służba podała dodatkowe porcje napojów i jedzenia. Zgromadzenie powoli się rozchodziło, jedni na parkiet inni do stołów. Gdy już bal znowu wrócił pod kontrolę i wszystko wyglądało normalnie, Elsa cichcem pociągnęła Hiccupa i Meridę za ramiona.
  Gdy już znaleźli się w gabinecie Elsa zdjęła rękawiczki z rąk i zajęła się toczeniem w nich śnieżnej kulki. Merida stała przy oknie z założonymi rękami, a Hiccup ciągle wyglądał jakby to wszystko była jego wina.
- Czy ktoś mi w końcu powie dokładnie co się stało i dlaczego?
- Astrid to wariatka, to się stało. – Warknęła Merida. Ubrana jako jedyna kobieta w obcisłe legginsy i niezbyt długą tunikę, po męsku. Jej płomiennorude włosy wyglądały w blasku księżyca jak czarodziejskie ognie leśne. Miała zacięty wyraz twarzy, a bandaż lśnił bielą na jej ramieniu.
- Przestań, Merido. Myślę, że po prostu jest chora… Ona… trochę się załamała…
- Teraz jej bronisz? Chcesz mi może powiedzieć, że mnie zostawiasz? Może do niej wrócisz? Ta kobieta napadała mnie przez miesiąc, a dziś poharatała mnie nożem, a ty mówisz, że ona się trochę załamała? – Merida oderwała się od okna i zaczęła wściekle krążyć po pokoju. Hiccup ukrył twarz w dłoniach.
- Co się stało tam na Sali? Chcę wiedzieć dokładnie. Niestety, nie widziałam tego całego zdarzenia. – Elsa chciała, żeby jej głos zabrzmiał tak, by nie zadawali pytań. Na szczęście byli chyba zbyt przejęci całym zdarzeniem, żeby zainteresować się,  co robiła poza Salą. Po chwili ciszy Hiccup podniósł się trochę na krześle.
- Astrid… przyjechała dopiero niedawno do zamku. Przyszła na salę, nikt jej nawet nie zauważył, stała w cieniu. I nagle… jakby w nią coś wstąpiło… nie wiem. Oszalała. Zaczęła wrzeszczeć i roztrącać wszystkich dookoła. Biegła prosto na nas, akurat tańczyliśmy tam gdzie nas widziałaś. Uderzyła Mer od tyłu w głowę, nawet nie zdążyłem zareagować! Chciałem ją odciągnąć, złapałem ją w pasie, a ona… - Przerwał, co natychmiast wykorzystała Merida.
- Wyrwała mu się i zaczęła machać mi przed nosem nożem. Dobrze, że akurat zaczęłam widzieć, bo po tym walnięciu trochę mi pociemniało, a tak zdążyłam przynajmniej się zasłonić . W każdym razie Hiccup okazał się bezużyteczną Czkawką, a ja uniknęłam poderżnięcia gardła tylko dzięki mocnej głowie. 
- Nie przesadzaj! Astrid nigdy by czegoś takiego…
- Przestań! Przecież sama czułam na gardle chłód tego ostrza! Ten chuderlak tak mnie zaskoczył, że nawet nie miałam okazji jej porządnie przyłożyć…
- Ona nie była sobą! Jak możesz…
- Mogę! Chyba, że chcesz do niej wrócić? Chcesz?
-Nie, dobrze o tym wiesz, Mer…
- DOSYĆ! – Przerwała zirytowana Elsa. Z jej dłoni pomknęła śnieżna kulka i rozbiła się o ścianę.  – Swoje kłótnie zostawcie na później. Chcę wiedzieć dlaczego to zrobiła, jak zachorowała i dlaczego nie przyjechała z tobą Hiccup? Przepraszam, że się wtrącam, ale widzę, że atak Astrid na Meridę jest związany z twoją osobą…
- Ona nie jest chora, to wariatka… - mruknęła Merida, ale Elsa spojrzała na nią tak, że już więcej się nie odzywała. Hiccup przełknął ślinę.
- Tak. Widzisz, kiedy byłaś niedysponowana… to ja złapałem Zębatka, mojego smoka, no i potem była ta cała akcja przy tym gigantycznym smoku… Astrid, która zawsze mną pogardzała, nagle się we mnie zakochała… no i trochę tam pochodziliśmy ze sobą, ale wiesz, ja byłem wtedy zupełnym dzieciakiem. Potem towarzyszyłem ojcu na jednej wyprawie i zobaczyłem Mer, bo wiesz, wiele lat się nie widzieliśmy, szczególnie po śmierci twoich rodziców… No i stwierdziłem, że kocham ją od zawsze, jeszcze od dzieciństwa… Jesteśmy razem już cztery lata, ale Astrid nie mogła tego zaakceptować. Chciała za mnie wyjść i być Pierwszą w klanie. Kiedy jej powiedziałem, że raczej to nie ma szans na powodzenie, po długim załamaniu stwierdziła, że nie może na mnie patrzeć. Wyjechała. Nie wiem gdzie dokładnie, ale jakoś tutaj niedaleko, chyba do sąsiedztwa Arendelle… W każdym razie od czasu wyjazdu widziałem ją raz i była już wtedy dziwna, zła, jakby zmieniona… A dziś to już przekroczyło wszelkie granice… Elso, powiedz mi, czy to jest moja wina? – Głos mu się lekko załamywał, jego ciemne włosy opadły mu na twarz. Elsa chciała wykonać jakiś pocieszycielski gest, ale uprzedziła ją Merida, która położyła mu dłoń na ramieniu.
- To na pewno nie jest twoja wina. Muszę porozmawiać z Astrid, zobaczę, jak to wszystko wygląda. Myślę, że powrót teraz do Sali balowej nie jest najlepszym pomysłem, może przejdźcie się na błonia, tam siedzi Zębatek z moim Śnieżnym. Chyba się zaprzyjaźnili. – Elsa otworzyła im drzwi. Hiccup z Meridą pod rękę rzeczywiście udali się na dół na błonie.
Królowa Arendelle wbiegła niepostrzeżenie do Sali i pociągnęła Kristoffa do krótkiego tańca. Musiała porozmawiać z Anną, która zabawiała znaczną liczbę gości jakąś historyjką. Elsa udając, że cały czas świetnie się bawi podeszła do nich ciągnąc za sobą Kristoffa.
- Anno! Muszę cię bardzo przeprosić, ale wyczerpałaś już chyba limit naszych dworskich plotek!

5 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać następnego wpisu. Świetne i wciąga oby tak dalej. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Meride waleczną!!!^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten smok Hiccupa nazywał się Szczerbatek, ale to taki szczegół. Rozdział super jak i pozostałe. Czekam na następne i życzę DUUUŻOO weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniało mi się, jak Szczerbatek miał "bananowaty" uśmiech na pysku. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bananowaty uśmiech na ryjku ja natomiast mam XDD

    OdpowiedzUsuń