- Alarm! Alarm!
Nadchodzą! – Rozległy się wrzaski i bicie w dzwony alarmowe. Elsa wypadła z
namiotu, jak inni rozespani żołnierze. Wszystkich wzrok zwrócił się w stronę
falującej ściany czerni. Ziemia drgała pod ich stopami. Nagle z chmury
wytrysnęło stado półprzeźroczystych, czarnych koni, zbudowanych z mgły. W
dzikim galopie dotarły do obozu, a każdy, przez którego przebiegły padał na
ziemię w konwulsjach. Wszyscy rzucili się do ucieczki, tylko Elsa stała gapiąc
się na martwych strażników, stratowany przez zwierzęta, i nie pojmując tego, co widziała. Nagle coś
gwałtownie ją szarpnęło - Kristoff, który wrzeszczał na nią i ciągnął ją w głąb
obozu. Czas zwolnił. Wokół nich wirowały czarne konie. Elsa widziała jak jeden
z nich gna z rozwianą grzywą ku uciekającym, lecz nagle rozsypuje się w piasek.
Podobnie działo się z innymi, gdy docierały do pewnego miejsca, zmieniały się w
pył. Nie mogą się oddalać od chmury, zrozumiała Elsa, biegnąc co sił za
Kristoffem i zostawiając piaskowe ślady w tyle. W jednej chwili świat wypełnił
okropny jęk, jakby ktoś drapał paznokciami po wielkiej tablicy. Odwróciwszy się
zobaczyła wylewającą się z chmury armię żywych trupów. Byli to ludzie potężnie zarażeni
chorobą Czarnego Pana. Wyglądali przerażająco, zupełnie wychudzeni i wszyscy
jednakowo biało-bladzi. Stalowe napierśniki łopotały na ich klatkach piersiowych, ale oni jakby nie czuli bólu
zbroi uderzającej w gołe ciało. Wypełniała ich tylko żądza zabijania, była tak
silna, że czuć było ją aż tam gdzie stała Elsa, która dotarła prawie do połowy
obozu. Całą siłą woli zatrzymała się i rzuciła potężne zaklęcie. Widok na armię
wroga przysłoniła teraz rosnąca ściana lodu.
Słyszała za sobą okrzyki oficerów i komendantów.
Nagle znowu u jej boku
pojawił się biały jak ściana Kristoff.
- Królowo! Nie żyje
generał Priam! Żołnierze z jego pułku…
- Przejmij dowództwo! –
zawołała Elsa, trzymając ręce przed sobą i wysyłając impulsy magiczne. Kristoff
zbladł jeszcze bardziej.
- Przecież nie jestem
żołnierzem! Nie dam rady!
- Dasz radę! Szkoliłeś
się do tego! – Wrzasnęła, czując mrowienie w palcach. Kristoff zatoczył się
lekko.
- Za krótko, Elso, za
krótko! Nie uda mi się. – Już miał się odwrócić, kiedy Elsa złapała go jedną
ręką za ramię.
- Nie rób tego dla
siebie. Pomyśl o Ance. O twoim synu. Jeśli tobie się nie uda, nie uda się im.
Przecież widziałeś co się działo rok temu. – Z trudem odwróciła głowę od lodu i
popatrzyła mu w oczy. Trwało to sekundy, lecz zobaczyła zrozumienie w jego
oczach.
- Skąd wiesz, że to
będzie chłopiec? – Zapytał szybko, w ostatniej chwili. Elsa wreszcie się
uśmiechnęła.
- Po prostu wiem. –
Powiedziała, przywracając moc z drugiej ręki i uderzając falą magii.
Żołnierze gotowali się do
walki na śmierć i życie. W ciemnościach jej śnieg wyglądał jakby było od niego
światło. W pewnym momencie poczuła silny
wstrząs. Armia zła musiała już dotrzeć do jej ściany. Z trudem utrzymywała
strumień mocy zasilający lód. Poczuła, że obciążenie zelżało. Czyżby zaniechali
przebijania się do nas? Zastanawiała się gorączkowo. Wtem zobaczyła niebieskie
światełko bijące od postaci po prawej. Nie widziała go – widziała tylko światło
i zarys sylwetki, ale dobrze wiedziała, kto to. Elsa z nienawiścią zmieszaną z niespodziewaną
falą czułości zerwała swój strumień mocy. Widząc Jacka po tych tygodniach
wspomnienia, o których chciała zapomnieć uderzyły ją ze zdwojoną siłą. Wściekła
na siebie i na niego uciekła w głąb kotłujących się ludzi. Dzięki jej ścianie
zyskali czas na przysposobienie się do walki, atak był jednak zupełnie
nieprzewidziany. Wiedziała, że lód długo już nie wytrzyma, nawet przy
najlepszych chęciach Jacka. Pomyślawszy o nim znowu poczuła podchodzące do
gardła mdłości i zatoczywszy się, przycupnęła pod jakimś namiotem.
Zostawiła nieprzytomną
kobietę. Jak mogła coś takiego zrobić? Musi po nią wrócić. Ale najpierw poznać
nieprzyjaciela! Pomyślała o tym, co jeszcze przed chwilą mówiła jej wampirzyca.
Musiała zagłuszyć wyrzuty sumienia i przemyśleć informacje na chłodno. Hans,
wspomagany jakąś nieznaną, dziwną magią. Ma w swojej władzy dusze ludzi
ogarniętych chorobą. To pewnie ta armia. Mimo zapewnień, sama też martwiła się o
Kristoffa. Czy poradzi sobie jako dowódca? Ćwiczył trochę u nich w zamku, stał
się rycerzem, lecz czy zastąpi doświadczonego generała? Sama przejęła się tym
co powiedziała jemu – czy uda im się wygrać dla Ani? Dla nich wszystkich, dla
całego Arendelle?
Przed nią zmaterializował
się nie wiadomo skąd ser Fabio.
Cześć! Chcieliście się dowiedzieć czegoś o mnie :) Jestem Ania, w maju skończę 16 lat. Uwielbiam koty i wiele wiele innych rzeczy, na przykład teatr musicalowy. Uwielbiam też Disneya i inne bajki, oczywiście. Jelsa to mój ukochany parring :) Zamierzam również napisać drugą część tego opowiadania. Bardzo cieszą mnie Wasze komentarze, zawsze jestem nimi zaskoczona i bardzo mi miło. Nie będę się zbyt często tutaj rozpisywać prywatnie i też, wybaczcie, nie będę brała udziału w LA, ale bardzo dziękuję Wam wszystkim, którzy mnie nominowaliście - Wasze blogi są świetne! Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i wciąż mój blog będzie Wam się podobał. Od stycznia tego roku będę wrzucała kolejne części co tydzień ( max. co 2 tyg, jeśli bym się spóźniała). Już nie będziecie musieli czekać nie wiadomo ile - za tamto też bardzo przepraszam. Życzę miłej lektury! Jeśli będziecie chcieli do mnie napisać prywatnie - piszcie na Gadu nr 15763290 lub na wiadomościach w Google+ ( bodajże "Hangouts" to się nazywa ) ! / Annie Theo