poniedziałek, 23 lutego 2015

32



Dookoła niej wirowały płatki śniegu. Tańczyły na jej palcach i wzlatywały lekko nad jej głową, by po chwili upaść miękko na ziemię. Zobaczyła, że znajduje się w swoim
 lodowym zamku. Rok temu wyczarowała ten zamek w górach. Była z niego bardzo dumna.
Spokojnie wyszła na balkon, by z niego podziwiać piękną panoramę gór. Słońce przeświecało delikatnie przez odległe szczyty.
Czuła się świetnie. Ubrana w niesamowitą suknię, jakiej jeszcze nigdy nie widziała. Była jakby przeźroczysta i przyjemnie ochładzała jej skórę. Lubiła ten chłód.
Nagle obok niej pojawił się jasny człowiek. Dosłownie był jasny – bił od niego mocny blask. Ubrany był w skromne, szare szaty. Nie potrafiła określić jego wieku; równie dobrze mógł mieć 20 albo 200 lat. Nie spodziewała się jego przyjścia, ale poczuła radość na jego widok. Poczuła, że musi mu zadać jedno ważne pytanie, na które on będzie znał odpowiedź. Otworzyła więc usta: „ Co mam zrobić?” . On spojrzał na nią miło, dostrzegła w tym spojrzeniu odbicie oczu swojego ojca. Odparł: „Odpowiedź jest w tobie.” Nie zrozumiała go dokładnie więc zapytała ponownie; „Co mam zrobić? Daj mi wskazówkę”. On powiedział na to: „ Jeśli kochasz, będziesz cierpieć, to nierozerwalne. Musisz pokonać siebie i zrozumieć.” Lecz nagle zamkiem zatrzęsło. Jasny człowiek zniknął. Próbowała uciekać, ale lodowce zamykały się nad nią z nieubłaganą prędkością. Upadła.
Otworzywszy oczy pierwszą rzeczą, którą zobaczyła po przebudzeniu była twarz Jacka. Skuliła się na kamiennej pryczy, na której leżała. Podkuliła nogi i wbiła się w róg ściany, ale zrobiła to za szybko i zakręciło jej się w głowie. Czuła się osłabiona. Po raz pierwszy w życiu było jej zimno. Patrzyła na Jacka nienawistnie, choć tak naprawdę nie czuła nienawiści. Był tylko wszechogarniający strach, który wisiał ciężko w powietrzu.
- Elso… Co oni Ci zrobili?
Elsa przyjrzała się sobie i dostrzegła długie rozcięcia na swoich dłoniach. Wciąż  były czerwone i skapywała z nich gęsta krew. Oprócz tego przebrano ją w zatęchłe ubrania, które z pewnością nie należały do niej. Musiała być brudna, a nie wiedziała nawet ile czasu już tu jest. Zaburczało jej w brzuchu. Spojrzawszy z powrotem na Jacka pomyślała, że on nie wygląda dużo lepiej. Jemu również dano dziwne, nie pasujące do niego ubrania, zamiast bluzy Strażnika, którą zawsze nosił. Jego ulubiona broń – magiczna laska, leżała w kącie połamana. Wydawał się chudy i zabiedzony. Wpatrywał się w Elsę z niepokojem. Rozejrzała się. Siedzieli w kamiennym bunkrze. Musiał się znajdować pod ziemią, bo jedyne źródło światła to było malutkie, zakratowane okienko tuż pod sufitem, za którym widać było kawałek piaszczystego gruntu. 
- Od… od jak dawna tu jestem? – Poczuła potworną suchość w ustach. Zachrypła.
- Wczoraj cię przynieśli. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem, myślałem, że nie żyjesz! – Wyciągnął do niej rękę, a Elsa z wahaniem przyjęła pomoc i usiadła na brzegu kamiennej pryczy. Cała złość na Jacka uleciała, Elsa była chyba zbyt zmęczona, by się złościć. - Co… co robiłaś przez cały ten czas, kiedy cię tu przyprowadzili?
Elsa popatrzyła na niego, nie rozumiejąc. Przecież Pitch więził ją od niedawna. Po chwili przyszła jej na myśl coś okropnego.
- A jak długo Ty tu jesteś? – Zapytała ostrożnie. Jack pokręcił głową.
- Jakieś trzy tygodnie. Kiedy ser Fabio wbiegł z tobą w chmurę jak najszybciej poleciałem za wami. Mogłem przez jakiś czas chronić się przez Czarną Mocą, ale gdy dotarłem do tego fortu byłem już bardzo wyczerpany. Przez trzy dni ukrywałem się pod jego murami, ale gdy doszło do konfrontacji nie miałem szans.
Elsę zamurowało. Trzy tygodnie? Zdawało jej się, że minął zaledwie jeden dzień! To znaczy, że Pitch Black przetrzymuje już tak długo jej przyjaciół… Skrzywiła się na wspomnienie zmaltretowanych ciał, w których rozpoznała swoich najbliższych. Fala goryczy zalała ją tak silnie, że miała ochotę natychmiast położyć się i zapomnieć o tym. Wiedziała jednak, że musi być silna by im pomóc. Miała tylko nadzieję, rozpaczliwą nadzieję, że jeszcze żyją. Spojrzała na swoje pocięte ręce.
- Czy żaden inny Strażnik nie mógł ci pomóc? – spytała cicho. Jack popatrzył na nią z bólem.
- Strażnicy odwrócili się ode mnie kiedy za Tobą poszedłem na wojnę. Powiedziałem im, że to, nasza miłość, to nie była fikcja. Stwierdzili, że chyba te czarne opary mi uderzyły do głowy. Tylko Piasek mnie wspierał. Ale tutaj jego moc już nie sięga. – Chłopak rozejrzał się po zimnym, szarym lochu. Elsa wolno dotknęła jego ręki. Jack spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym zapletli palce. W jego oczach pojawiła się ulga i radość.
- Tylko nie myśl sobie zbyt wiele. – Mruknęła dziewczyna. Jack uśmiechnął się półgębkiem. Po chwili jednak spoważniał.

5 komentarzy:

  1. Jack spoważniał ta? Kłopoty...rozdział jak zwykle świetny

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra czas na moją opinię! Drżyj!
    A więc.... Kurdę kobieto blog jest fenomenalny! jeszcze nie czytałam czegoś równie niesamowitego. Piszesz jakbyś miała przed sobą czytelników książki z pełną fabułą a nie normalnego luźnego bloga. Za to kocham to!
    Uwielbiam twój styl pisania, a rozdziały są świetne. Cały pomysł na akcję jest po porstu nieziemski!
    A więc sumując wszystko jest cudowne! Po prostu świetne.
    Dalego czekam na dalsze rozdziały, które już zaliczam do ulubionych.
    Bardzo ,,zimno''cię ściskam i
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Umarłam. Chyba czwarty raz:P bosko;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu ległam. Podłoga so icy. Podłoga już love me bo tak dużo na nią spadam XDD

    OdpowiedzUsuń